niedziela, 30 września 2012

Genialny strateg kontra obrońca Rzymu

Być może zawiodę teraz niektórych z Was, ale dziś nie będzie wiel-błąda. Będzie recenzja :) Tym razem napiszę o bardzo ciekawej i wciągającej powieści historycznej. Ale obiecuję, że kolejna zagadka językowa pojawi się już wkrótce :)
 

Autor: Santiago Posteguillo
Tytuł: Africanus. Syn konsula
Wydawnictwo: Esprit
Ilość stron: 427


Ostatnimi czasy raczej rzadko sięgam po powieści historyczne, lecz "Africanusowi" po prostu nie mogłam się oprzeć. Dużą rolę odegrały w tym zachęcające recenzje. Ale nie tylko. Jeszcze bardziej miałam ochotę przeczytać coś, co nie jest fikcją, lecz prawdą. Prawdą historyczną. Kiedy nadarzyła się okazja, bym mogła zapoznać się z tym hiszpańskim bestsellerem, bardzo się ucieszyłam.

Akcja powieści przenosi nas w czasy konfliktów zbrojnych między Republiką rzymską a Kartaginą, znanych nam z lekcji historii jako wojny punickie. Trwały one (z przerwami) od 264 do 146 r. p.n.e.

"Pod koniec III wieku p.n.e. Rzym znalazł się na skraju zupełnego zniszczenia. Był o krok od unicestwienia i starcia z powierzchni ziemi. Niebezpieczeństwo groziło mu ze strony wojsk kartagińskich, na których czele stał jeden z największych strategów wszech czasów - Hannibal" (s. 11). Te dramatyczne dla Republiki chwile zakończyłyby się zapewne zupełną katastrofą, gdyby nie jeden człowiek - Publiusz Korneliusz Scypion Afrykański. To właśnie w nim Hannibal znalazł godnego przeciwnika, który skutecznie pokrzyżował mu plany.

"Africanus. Syn konsula" to pierwszy tom cyklu o Scypionie Afrykańskim, który przybliża nam postać Publiusza Korneliusza Scypiona od chwili jego narodzin po pierwsze sukcesy na placu boju. Poznajemy również jego najbliższych - ojca, matkę i stryja, a także szereg innych osób, pełniących w powieści ważną rolę. Talent Publiusza ujawnia się już od najmłodszych lat. Pierwsze wojenne szlify zdobywa pod czujnym okiem stryja Gnejusza Korneliusza Scypiona, natomiast jego wiedzę o świecie poszerza wychowawca - Grek Tyndareos. Dość szybko okazuje się, że nauki nie poszły w las. Młody, zaledwie siedemnastoletni syn konsula, już w swojej pierwszej bitwie, wykazuje się niezwykłą odwagą, ratując swojego ojca przed niechybną śmiercią. Scenę tę widzi Hannibal. Jest zafascynowany wyczynem Publiusza, a jednocześnie czuje ogromny żal, gdyż on również był w podobnej sytuacji. Z tą różnicą, że swojego ojca nie zdołał uratować. To traumatyczne wydarzenie wypełniło życie Hannibala żądzą zemsty.

Posteguillo poprowadził narrację w genialny sposób. Mamy tu dwie strony walczące. Przeważnie to wygląda w taki sposób, że jedna strona (zazwyczaj z bohaterem na czele) jest ta dobra, druga - ta atakująca - jest zła. Mamy więc Scypiona i legionistów, broniących Rzymu, i dążącego do jego obalenia Hannibala na czele wojsk kartagińskich. Autor jednak nie dążył do takiej jednoznaczności, nie narzuca nam swoich poglądów. Postarał się o rzetelną i wiarygodną relację, w której nie wszystko jest czarne albo białe. Mało tego, sama nie potrafiłam dokonać wyboru, po której jestem stronie. Było mi żal legionistów, którzy raz po raz wpadali w pułapki zastawione przez Kartagińczyków, jednocześnie niesamowicie fascynowała mnie postać samego Hannibala, niewątpliwie genialnego stratega, ale również tajemniczego mężczyzny. Kiedy mamy do czynienia z wciąż zmieniającymi się, lecz tak samo żądnymi władzy i przerośniętym ego przywódcami legionów rzymskich (wyłączając z tego "szacownego" grona Publiusza Korneliusza Scypiona - ojca), Hannibal jawi nam się niemal jako wzór do naśladowania.

Niewątpliwie najbarwniejszą postacią, która z miejsca skradła mi serce, jest stryj Africanusa - Gnejusz Korneliusz Scypion. Ten potężny, dwumetrowy mężczyzna, nieugięty na polu walki, przed karcącym wzrokiem i dość częstymi pretensjami swojej szwagierki pochyla jednak głowę niczym dziecko, które coś zbroiło. A uwierzcie mi, są ku temu powody. Bo jak inaczej ma zareagować matka, kiedy jej syn przychodzi do domu kompletnie pijany, a tym, kto doprowadził go do takiego stanu, jest nie kto inny, jak jego stryj! Jak myślicie, kto po raz pierwszy, wydając fortunę, zaprowadził Publiusza do domu publicznego, by ten mógł doświadczyć uciech cielesnych? Poczucie humoru Gnejusza, jego niemal ojcowska miłość do bratanków, Publiusza i Lucjusza, i wiele innych cech sprawiły, że ta sympatyczna postać stała się przedmiotem mojej zazdrości. Kto nie chciałby mieć takiego stryja! Nie dość, że obroni, kiedy trzeba, to jeszcze pokaże co nieco życia :)

To, co zwróciło moją szczególną uwagę podczas czytania, to bardzo krótkie rozdziały. Niektórym może to przeszkadzać, ale ja uważam, że tu akurat świetnie się sprawdziły. Dzięki nim akcja utrzymywała dość równomierne, szybkie tempo. Każde słowo jest tu dokładnie przemyślane, nie pojawiają się żadne zbędne opisy. Nazwałabym to mocną esencją wyciśniętą z historii, osłodzoną lekkim piórem autora. Do języka nie mam żadnych zastrzeżeń. Wręcz przeciwnie. Polubiłam styl Posteguillo już od samego początku. Przede wszystkim nie nudzi. Siłą rzeczy w powieści pojawia się sporo faktów historycznych, lecz podane są one w przystępny, nie powodujący chaosu lub przytłoczenia sposób. Problemem może być, co raczej było nie do uniknięcia, ilość przewijających się w utworze postaci. I na to znalazła się rada. Niczym w dramacie, mamy z początku wymienione wszystkie dramatis personae (osoby dramatu), natomiast w dodatkach znajdziemy drzewo genealogiczne Scypiona Afrykańskiego, a także członków najwyższego dowództwa kartagińskiego i listę konsulów Rzymu. Ale to nie wszystko. Dopełnieniem całej opowieści są mapy (możemy zobaczyć jak np. wyglądał układ sił podczas bitwy nad Jeziorem Trazymeńskim). Prawdziwą wisienką na torcie jest słowniczek, który pozwala nam zapoznać się z wieloma pojęciami związanym z historią i kulturą Rzymu.      

Na koniec dodam jeszcze, że "Africanus. Syn konsula" to nie tylko powieść o bitwach, legionach, oblężeniach itp. To także szeroka i barwna panorama życia kulturalnego Rzymu. Możemy poznać zwyczaje panujące m. in. w patrycjuszowskich pałacach. Jeden z głównych wątków - o Tytusie Makcjuszu - przeniesie nas w świat rzymskiego teatru, potem do dzielnicy kupieckiej. Zapoznamy się również z wieloma obrzędami i świętami charakterystycznymi dla starożytnego Rzymu, walkami gladiatorów, a także funkcjonowaniem... domów publicznych.

Polecam serdecznie lekturę nie tylko miłośnikom dawnych dziejów. "Africanus. Syn konsula" nie bez kozery nosi miano hiszpańskiego bestsellera. To bardzo ciekawa lekcja historii, z którą naprawdę warto się zapoznać.

Moja ocena: 6/6


Za możliwość zapoznania się z tym przyjemnie i ciekawie podanym kawałkiem historii serdecznie dziękuję wydawnictwu Esprit

piątek, 28 września 2012

Interpunkcyjne zawirowania - odpowiedzi!


Oj, widzę, że mój interpunkcyjny wiel-błąd sprawił Wam nie lada problem. Oj, ty niedobry! :)

Kochani, przyznaję, że zadanie było trudne, i być może zaskoczę Was bardzo, ale nikt nie podał czterech prawidłowych odpowiedzi. Przyznaję się bez bicia, że z premedytacją podrzuciłam Wam jedno wyjątkowo podchwytliwe zdanie (teraz możecie mnie bić :)). Które to było? Zaraz wszystko wyjaśnię.


Zacznę po kolei.

Zdanie 1
Prawidłowa odpowiedź: Film, podczas którego zasnąłeś, dostał aż dwa Oskary.

Pamiętacie może ze szkoły pojęcia takie, jak: zdanie podrzędne i nadrzędne? W naszym przykładzie należało wstawić dwa przecinki, ponieważ fragment "podczas którego zasnąłeś" to zdanie podrzędne wplecione w zdanie nadrzędne "Film dostał dwa Oskary".

Reguła: Przecinkami oddzielamy zdanie podrzędne, które zostało wplecione w zdanie nadrzędne.

Charakterystyczne wyrażenia rozpoczynające zdania podrzędne to: który (z którym, w którym, przy którym, dzięki któremu, dla którego, za którego, u którego), gdy, gdzie, kiedy, mimo że, o ile, ponieważ.

Inne przykłady:
  1. Numer telefonu, który mi podaliście, jest już nieaktualny.
  2. Przed wojną w tym miejscu, gdzie jest teraz Pałac Kultury i Nauki, stał nasz dom.
  3. Babcia, mimo że jest już w podeszłym wieku, nadal co roku wyjeżdża w góry.

Zdanie 2
Prawidłowa odpowiedź: W związku z remontem budynku szkolnego rozpoczęcie zajęć zostało przesunięte o tydzień.

Wiele osób po słowie "szkolnego" wstawia przecinek, którego nie powinno tam być. Dlaczego tak się dzieje? Czytając takie zdanie, właśnie w tym miejscu robimy malutką pauzę, dlatego większość z nas intuicyjnie chce wcisnąć tam przecinek. Nie ma co do tego żadnych gramatycznych podstaw, ponieważ fragment "w związku z remontem budynku" to tylko po prostu rozbudowane wyrażenie przyimkowe stojące na początku zdania.

Reguła: Przecinka nie stawiamy między rozbudowanym wyrażeniem przyimkowym stojącym na początku lub na końcu zdania a resztą zdania.

Charakterystyczne rozbudowane wyrażenia przyimkowe to:
- bez względu na /co/
- pod pozorem /czego/
- pod warunkiem /czego/
- pod wpływem /czego/
- pod względem /czego/
- w odniesieniu do /kogo, czego/
- w stosunku do /kogo, czego/
- w związku z /kim, czym/
- z powodu /kogo, czego/
- z wyjątkiem /kogo, czego/
- za pośrednictwem /kogo, czego/
- ze względu na /kogo, co/

Inne przykłady:
  1. Pod wpływem swojej koleżanki zacząłem się uczyć francuskiego.
  2. W stosunku do winnych zostaną wyciągnięte konsekwencje.
  3. Przyjadę do was bez względu na pogodę.
Jeśli natomiast to rozbudowane wyrażenie przyimkowe pojawi się w środku zdania, na przykład jako wtrącenie, to oddzielamy je przecinkami, np. "Rozpoczęcie zajęć, w związku z remontem budynku szkolnego, zostało przesunięte o tydzień.


Zdanie 3
Prawidłowa odpowiedź: Wolontariusze ochoczo zbierali pieniądze do puszek, chodząc z przystanku na przystanek, i dziękowali za każdy wrzucony grosz.

Tu mamy do czynienia z równoważnikiem zdania opartym na imiesłowie przysłówkowym* (zakończonym na -ąc, -wszy, -łszy), czyli w naszym przypadku jest to: "chodząc z przystanku na przystanek", który oddziela się od reszty zdania np. przecinkami. Zauważyłam, że prawie wszyscy oddzielili ten fragment zdania tylko z jednej strony :) Domyślam się, że podziałała tu niechęć przed stawianiem przecinka przed "i". Nie bójmy się tego! Teraz już wiecie, że są przypadki, gdzie postawienie przecinka przed "i" jest wręcz koniecznością! 

*Imiesłowowy równoważnik zdania jest to imiesłów przysłówkowy (wyrazy zakończone na -ąc, -wszy, -łszy) wraz ze swoimi określeniami.

Reguła: Przecinkiem oddzielamy zdanie nadrzędne od imiesłowowego równoważnika zdania.

Inne przykłady:
  1. W centrum miasta pojawił się klaun, budząc powszechne zdziwienie.
  2. Płacząc, mówił, co mu się stało.
  3. Odpocząwszy, zabrał się ochoczo do pracy.
  4. Każdy musi określić, czy decyduje się na czytanie książki, dając przykład innym, czy woli obejrzeć adaptację filmową.
Wiem, że to jest dość trudne zagadnienie, ale mam nadzieję, że co nieco zrozumieliście z tego, co tu napisałam :)


Zdanie 4
Prawidłowa odpowiedź: Chciałabym pod choinkę wózek dla lalek, i chomika.

Zaskoczeni? :)
To było właśnie to podchwytliwe zdanie. Czy ktoś zauważył tu pewną dwuznaczność? Bez przecinka wychodzi na to, że wózek, który chcę dostać pod choinkę, ma być zarówno dla lalek, jak i chomika! Popatrzcie jeszcze raz: "Chciałabym pod choinkę wózek dla lalek i chomika".

Reguła: Przecinek można postawić w celu uniknięcia dwuznaczności lub błędnego odczytania tekstu.

A ja Wam powiem, że moja rada jest taka: lepiej w takich przypadkach po prostu przekonstruować zdanie niż bawić się w dwuznaczności :)

Inne przykłady:
  1. Nowo otwarta myjnia zatrudni pracowników do mycia samochodów, oraz dozorców. (Porównaj: Nowo otwarta myjnia zatrudni pracowników do mycia samochodów oraz dozorców.

Trudne było, prawda? Mam nadzieję, że przydadzą Wam się do czegoś te moje wywody :)

A teraz wyróżnienie dla Kasi J. i natanny, które były najbliżej ideału, podając po trzy prawidłowe odpowiedzi :)


Pisząc tego posta, opierałam się na dwóch źródłach:
- "Słownik interpunkcyjny" E. Polański, M. Szopa;
- "Interpunkcja, czyli przestankowanie, co w głowie zostanie" A. i J. Częścikowie. 

środa, 26 września 2012

Wiel-błąd interpunkcyjny


Widzę, że spodobała Wam się moja językowa zabawa :) Bardzo, bardzo się cieszę! A jeszcze bardziej mnie cieszy Wasze zainteresowanie poprawnością językową.

Kilka osób prosiło mnie, żebym zadała zagadkę związaną z interpunkcją. Więc... proszę bardzo! :)


Wiel-błąd interpunkcyjny







Wasze zadanie będzie polegało na wstawieniu przecinków w odpowiednie miejsca:
  1. Film podczas którego zasnąłeś dostał aż dwa Oskary.
  2. W związku z remontem budynku szkolnego rozpoczęcie zajęć zostało przesunięte o tydzień.
  3. Wolontariusze ochoczo zbierali pieniądze do puszek chodząc z przystanku na przystanek i dziękowali za każdy wrzucony grosz.
  4. Chciałabym pod choinkę wózek dla lalek i chomika.

 Miłej zabawy :)

wtorek, 25 września 2012

Wiel-błąd zdemaskowany!


Miało być pod komentarzami, ale uznałam, że będzie lepiej napisać po prostu nowego posta.


Mój wiel-błąd jak się okazało sprawił niektórym trochę kłopotu :) Cieszę się, że jednak spróbowaliście. To żadna ujma czegoś nie wiedzieć. 

Spójrzcie, co na ten temat pisze Mirosław Bańko w "Małym słowniku wyrazów kłopotliwych" (PWN):

"Wydawnictwa poprawnościowe zalecają, by mówić np.: Nazwy mieszkańców miast piszemy małą literą lub od małej litery, nie ! z małej litery; podobnie: Nazwy planet zaczynają się wielką (dużą) literą lub od wielkiej (dużej) litery, nie ! z wielkiej (dużej) litery. Krytykowane konstrukcje pochodzą z języka rosyjskiego, ale we współczesnej polszczyźnie są bardzo częste. Nie tak częste, co prawda, jak konstrukcje bezprzyimkowe, ale dużo częstsze od konstrukcji z przyimkiem od.

Rusycyzmem bardziej rażącym jest konstrukcja ! z nowego wiersza np. Następne zdanie rozpoczyna się z nowego wiersza. Po polsku mówimy od nowego wiersza." (str. 145-146).

Po przeczytaniu tej wypowiedzi już wiecie, że w zagadce to odpowiedzi nr 1 i 3 były prawidłowe. Kilku osobom udało się wskazać obie poprawne odpowiedzi. Gratuluję! :) Na tę chwilę wersja "z małej litery" choć jest bardzo popularna, to jednak jeszcze nie do końca zaakceptowana przez językoznawców i wydawnictwa poprawnościowe.

Mam nadzieję, że zabawa była dla Was połączeniem przyjemnego z pożytecznym :) Macie ochotę na więcej?

poniedziałek, 24 września 2012

Wiel-błąd językowy

Ech... coś mi się recenzja sama napisać nie chce... Zołza jedna :)
Moja wena wyjechała na urlop (mam nadzieję, że za chwilę wróci), więc proponuję Wam dziś zabawę językową. Jako że interesuję się trochę korektą, co rusz znajduję jakąś zaskakującą ciekawostkę.


Wiel-błąd językowy na dziś:

Która wersja jest poprawna?
  1. Nazwy mieszkańców miast piszemy małą literą.
  2. Nazwy mieszkańców miast piszemy z małej litery.
  3. Nazwy mieszkańców miast piszemy od małej litery.
Dla większości z Was pytanie może być proste, ale część osób naprawdę nie wie, jaka jest wersja prawidłowa. Ja sama żyłam w nieświadomości przez wiele, wiele lat :) 

Nie zaglądajcie do słowników, nie szukajcie poprawnej wersji. Odpowiadajcie, jak Wam intuicja podpowiada, a ja obiecuję, że wkrótce (pod komentarzami) podam wyczerpującą odpowiedź.

wtorek, 18 września 2012

"Srebrny dzwoneczek" Tim Osborne




Autor: Tim Osborne
Tytuł: Srebrny dzwoneczek
Wydawnictwo: Pi, 2012
Ilość stron: 221


"Srebrny dzwoneczek" to dwunasty tom wydanej nakładem Wydawnictwa Pi serii "Super kryminał".

Tim Osborne, czyli główny bohater powieści, jest prywatnym detektywem, który raczej nie może narzekać na nadmiar zleceń. Pewnego dnia zjawia się u niego dawny znajomy, Monday Howard. Ten mężczyzna ma dość specyficzny pomysł na życie, a przede wszystkim na zarabianie pieniędzy. Polega on na... wynajmowaniu swojej wolności i odsiadywaniu wyroków za innych. W grę wchodzą tu raczej drobne przewinienia - oszustwa, kradzieże itp., więc wiąże się to raczej z niezbyt długimi pobytami w więzieniu, ale oczywiście - nic za darmo. Tego typu "współpracę" z Howardem nawiązał członek Rady Miejskiej, Anthony Partham, chcący za wszelką cenę chronić swojego syna - kleptomana. Nie wszystko jednak przebiega pomyślnie, gdyż Partham nie wywiązuje się z umowy. Wtedy to Howard zwraca się do Osborne'a, by ten pomógł mu w odzyskaniu pieniędzy. Niespodziewanie prywatny detektyw wplątuję się w coraz to grubszą aferę z drogocennym starodrukiem w tle.

Język, którym posłużył się autor "Srebrnego dzwoneczka", jest łatwy i raczej przyjemny w odbiorze (pomijając dość liczne literówki), natomiast Tim Osborne jawi nam się jako błyskotliwy i dowcipny detektyw, nieustannie wpadający z jednych kłopotów w drugie. Pełni on również rolę narratora, co jak wiadomo, znacznie skraca dystans między czytelnikiem a bohaterem. Paradoksalnie tu tego dystansu właśnie mi zabrakło. Nasz detektyw posiada specyficzne poczucie humoru, więc w momencie gdy na swój sposób opisuje dość dramatyczne wydarzenia, nie jestem pewna, czy mam do czynienia z kryminałem czy raczej z komedią... Do tego dodajmy zdrobnienia typu "wieczorkiem", "Jezu słodki" itp. i już czytelnik może się trochę pogubić. Nie do końca jestem również przekonana do pomysłu, by główny bohater został obdarzony imieniem i nazwiskiem autora (co innego, gdy jest to autobiografia, a "Srebrny dzwoneczek" z pewnością autobiografią nie jest), a do tego pełnił jeszcze rolę narratora. Nie mogę pojąć, jaki jest w tym cel. Narzuca mi się w takich sytuacjach myśl, że autor tworzy swoje alter ego, próbując obdarzyć go pewnymi cechami. Ale czy aby na pewno o to chodzi?

Niestety, ale muszę jeszcze podkreślić niezbyt miły fakt, że opis z tyłu książki, może być mylący dla czytelnika. Sugeruje on sytuację odwrotną do tego, co zawiera treści książki. Otóż jak wynika z informacji, to Monday Howard nie wywiązał się z umowy. My jednak już wiemy, że było wręcz przeciwnie. 

Pozytywną stroną tej książki jest dynamiczna akcja, autor nie poświęca zbyt dużo miejsca na nużące i przydługie opisy, do jakich przyzwyczaiły nas chociażby skandynawskie kryminały. Schematycznie nakreślone charaktery postaci występujących w powieści w tym przypadku są bardziej na plus niż na minus.

"Srebrny dzwoneczek" ma wiele słabych stron, pokuszę się też o stwierdzenie, że jest raczej przeciętną powieścią detektywistyczną. Jednak jestem przekonana, że znajdą się wśród Was zwolennicy specyficznego humoru Tima Osborne'a.

Moja ocena: 3,5/6



Za możliwość zapoznania się z książką bardzo dziękuję portalowi nakanapie.pl 

niedziela, 16 września 2012

Trochę wyjaśnienia i coś nowego

Kochani, będę się usprawiedliwiać. Z nieobecności na Waszych blogach i na swoim własnym. A tu już mi stuknęło 5000 wyświetleń, więc z całego serca Wam dziękuję za Waszą obecność, komentarze i za przyjemność bycia z Wami tu na co dzień :)

A dlaczego mnie nie było? Bo pracowałam nad dwoma nowymi projektami :) Zajęło mi to sporo wolnego czasu, ale mam nadzieję, że warto było i Wam się spodobają :)

Pierwszy z nich to wyzwanie pt. "Wojna i... literatura" - dla miłośników historii i nie tylko. Naszym celem jest czytanie książek, w których pojawia się nasz główny motyw, czyli wojna. 
Edit: Po przeczytaniu kilku wypowiedzi muszę dopisać, że nie chodzi tylko o literaturę wojenną. Wojna ma być tłem wydarzeń, jak np. w "Jeźdźcu miedzianym", albo mamy dwa równolegle toczące się wątki: jeden we współczesności, drugi w czasie wojny - i tu na myśl przychodzi mi "Niemiecki bękart" Camilli Lackberg czy "Milczący zamek" Kate Morton. Równie dobrze może do tego wyzwania pasować romans :)
Żeby dowiedzieć się więcej, zajrzyjcie tutaj:




Drugi projekt to akcja pt. "Entliczek-Poradniczek" :) Zaznaczam od razu - to nie jest wyzwanie! Będziemy tworzyć naszą wspólną bazę danych :)
W tym przypadku naszym celem będzie wspólne tworzenie strony zawierającej nasze recenzje poradników wszelkiej maści. I tu również nie będę się rozpisywać, bo o wszystkich szczegółach dowiecie się stąd:



I co, jak Wam się podoba? Weźmiecie w czymś udział? :)

piątek, 14 września 2012

V PIKNIK HISTORYCZNY SZEWCE 2012


Moi Drodzy, tym razem Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznych "JODŁA" (i ja też :)) zapraszamy Was serdecznie na V PIKNIK HISTORYCZNY, który odbędzie się 16 września w Szewcach koło Nowin (woj. świętokrzyskie). Spójrzcie proszę, co Was tam czeka:

Dzięki uprzejmości prezesa SRH "JODŁA", możemy już teraz zapoznać się z fragmentem scenariusza tegoż Pikniku Historycznego:

Ostatecznie o świcie 30 kwietnia 1939 roku oddział dowodzony przez majora Henryka Dobrzańskiego pseudonim „HUBAL” dotarł do zagajnika niedaleko od miejscowości Anielin. Major zarządził postój. Żołnierze zaczęli zsiadać z koni. Gęsty zagajnik z małymi polankami, na które odprowadzono konie, dawał żołnierzom poczucie bezpieczeństwa. Również major odniósł podobne wrażenie, gdyż powiedział: „No, tu nas nikt nie znajdzie”.  Na pytanie oficera służbowego, ile ma wystawić posterunków, odrzekł: „Ludzie przemęczeni, wystaw tam jednego od wsi”. Podchorąży Ossowski, który to właśnie pełnił obowiązki oficera służbowego wystawił kaprala Lisieckiego pseudo „Zemsta”. Otrzymał on zadanie obserwacji terenu od strony Anielina.

W tym czasie „Hubal” położył się na przygotowanym mu posłaniu. Wokół na innych polankach wśród gęstwiny, ułożyli się żołnierze i wkrótce sen zmorzył wyczerpanych trudnym nocnym marszem hubalczyków. Było ich 19.

Wschodziło słońce, gdy kapral Zemsta ocknął się z drzemki. Rzecz niedopuszczalna u wartownika i to do tego jedynego, ale stała się. Zemsta ujrzał przed sobą Niemca. Zemsta błyskawicznym ruchem wyrwał zdezorientowanemu wrogowi karabin i pobiegł do podchorążego Ossowskiego powiadomić go o pojawieniu się Niemców. W przeciwnym kierunku pobiegł Niemiec.

Zemsta, jako dowód pokazał oficerowi służbowemu karabin wyrwany niemieckiemu żołnierzowi. Ossowski skoczył natychmiast do śpiącego o kilkanaście kroków majora, który już wybudził się ze snu. Pokazał mu karabin. Decyzje majora były błyskawiczne. Z pierwszym rozkazem zwrócił się do Alickiego: "Skacz po erkaem, biegnij w kierunku Pilicy i powstrzymaj przeciwnika, my zaraz siadamy na koń i zaczekamy na was. Po ostrzelaniu wracajcie szybko i pomkniemy w duży las”. Alicki bez słowa pobiegł wykonać zadanie, zabierając po drodze kilku spotkanych ułanów. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że ta akcja będzie przebiegała o wiele za szybko.

Ossowski zobaczył już, bowiem czołgających się w ich kierunku Niemców. Poinformował o tym majora i sam zaczął strzelać w kierunku napastników. Do strzelaniny dołączyli inni żołnierze. Ossowski chcąc jednak wypełnić polecenie majora, postanowił jak najszybciej przedostać się na polanę gdzie stały konie. Po drodze w tym samym celu zabierał żołnierzy, mając nadzieję, że dowódca podąży zaraz za nim.

Rzeczywistość była jednak tragiczna. Major Dobrzański zginął skoszony serią niemieckiego karabinu maszynowego. Być może ta sama seria odebrała życie kapralowi Antoniemu Kossowskiemu pseudonim Ryś, który pełnił funkcję luzaka majora i pozostał z nim do końca.

W lesie powoli cichły strzały.

Brzmi ciekawie, prawda? 

wtorek, 11 września 2012

Herezja Grossbarcka



Autor: Jesse Bullington
Tytuł: Smutna historia braci Grossbart
Wydawnictwo: MAG, 2012
Ilość stron: 384


Na początku chcę zaznaczyć, że do tej pory z literaturą fantasy nie miałam zbyt wiele wspólnego. Jednak w "Smutnej historii braci Grossbart" (głównie z powodu pojawiających się recenzji na jej temat) było coś przyciągającego niczym magnes. Z niecierpliwością czekałam na chwilę, w której mogłam wziąć książkę do ręki, by oddać się lekturze.

Świetnie dopracowana okładka z mocnym akcentem, czyli wystylizowanym na średniowieczny drzeworyt obrazkiem, jest niewątpliwie jednym z największych atutów tego utworu. Na pierwszy rzut oka widać czaszkę, ale gdy przyjrzymy się uważniej, okaże się, że tak naprawdę oczodoły to torby podróżne wiszące na ramionach dwóch braci, a ich sylwetki tworzą ten jakże sugerujący i intrygujący kształt. Uzyskany efekt złudzenia optycznego stanowi doskonałe wprowadzenie w tematykę powieści.

"Smutna historia braci Grossbart" nie stanowi wyłącznie produktu wyobraźni autora.  Jest to opowieść stworzona przez Bullingtona na podstawie fragmentów pisemnych przekazów oraz legend przekazywanych z ust do ust. "Przekształcenie tego dzieła w jednorodną relację pozwoliło połączyć oderwane dotychczas historie i pogodzić rozbieżności, które rzucają światło na rozmaite aspekty motywu przewodniego (...)"  wyjaśnia nam autor w przedmowie.  

Dzieje braci Grossbart przypadają na wiek XIV, który to był "czasem gwałtownym, udręczonym, zdumionym, pełnym cierpienia i rozpadu; epoką, jak wielu myślało, Szatana triumfującego". Był to czas szalejącej i trawiącej Europę dżumy. Zdarzało się, że wymierały całe wioski, a domy i ulice zasłane były rozkładającymi się zwłokami. Nie zabrakło w powieści Bullingtona również i tego istotnego elementu, ponieważ autor starał się jak najdokładniej odtworzyć realia średniowiecznej rzeczywistości. Na kartach powieści odnajdziemy wzmianki o postaciach i wydarzeniach historycznych (np. o wyprawach krzyżowych). W te bardzo niespokojne i brutalne czasy autor wpisał również owego Szatana triumfującego i inne podległe mu przerażające potwory. W świecie tym jest miejsce dla takich istot, jak czarownice, syreny, mantrykory ("jedzący ludzi", stwór z ciałem lwa, głową człowieka i skrzydłami smoka lub nietoperza) i homunkulusy (stwory wydane na świat przez czarownicę).

Przyjrzyjmy się teraz bliżej głównym bohaterom. Bracia bliźniacy - Hegel i Manfried, to ludzie o bardzo wątpliwej reputacji, posługujący się nader wulgarnym językiem, brutalni przedstawiciele nizin społecznych. Ich ciała noszą znamiona licznych, wszczynanych przez nich bójek. Do tego zajmują się równie niechlubną (można powiedzieć rodzinną) profesją, czyli plądrowaniem grobów. To są po prostu hieny cmentarne. W zestawieniu z tymi postaciami szacunek wydaje się być pojęciem abstrakcyjnym. Przy tym mają dość wysokie mniemanie o sobie: "W końcu nasza matka była ścierwo, jak tylko ścierwo może być, a mimo to my są nieskazitelni". Charakteryzuje ich również specyficzne pojęcie wiary. Centralną i jedyną postacią, którą akceptują i której zawierzają swoje życie jest Najświętsza Panienka. Niejednego czytelnika zniechęciły natomiast, a wręcz zniesmaczyły ich obrazoburcze dyskusje na temat Boga czy Jezusa (pochlipujący, pierdołowaty, najpodlejszy tchórz tysiąclecia). I wielu pewnie obraziło się na te herezje. Niepotrzebnie. Pamiętajmy o tym, że wypowiadają te słowa ludzie pojmujący na własny, bardzo prostacki sposób filozofię chrześcijańską. To tylko część charakterystyki braci, a nie obraźliwy palec wymierzony w Kościół i jego wiernych. Plugawy język jest dopełnieniem poziomu, który reprezentują bracia Grossbart. Tak na marginesie, fragment powieści, w którym Hegel i Manfried wyjaśniają Martynowi genezę słowa "jebany", powalił mnie na łopatki. O ich marnej wiedzy i ignorancji świadczy również fakt, że nieustannie przekręcają niektóre słowa, imiona i nazwiska. Mantrykora wg braci to mantykołak, a kapitana Barousse zapamiętali jako Bar Guz.

Celem życia dla braci jest wyprawa do Giptu (czyli Egiptu), gdzie wcześniej wybrał się ich przodek. Sądzą, że w kraju tym, a szczególnie w grobowcach (czyli piramidach), znajdują się nieprzebrane skarby, które będą mogli ukraść, a potem się na nich wzbogacić. Wyruszają więc w długą i bardzo niebezpieczną podróż. Ich śladem podąża hodowca rzepy - Heinrich, któremu Grossbartowie wymordowali całą rodzinę. Aby powiodły się jego plany zemsty, jest w stanie poświęcić nawet własną duszę.

Nie tylko realia przedstawione w powieści są głęboko osadzone w średniowieczu. Podoba mi się, że autor zadbał również o warstwę językową. Zarówno w dialogach, jak i na płaszczyźnie narracji zręcznie operuje archaizmami i zwrotami charakterystycznymi dla tej epoki, tak aby jednak nie przeszkadzały one w odbiorze całego utworu.

Czuję się zobowiązana do tego, by uprzedzić tych, którzy chcą się zapoznać z historią braci Grossbart, że krew leje się tu potężnymi strumieniami. Wszędzie można natknąć się na rozczłonkowane ciała i towarzyszące temu makabryczne i bardzo sugestywne opisy. Droga braci Grossbart do Giptu jest bardzo gęsto usłana trupami. Mój mąż tak posumował lekturę: "Masterton przy tym to pikuś". 

Zanim zaczniecie czytać książkę, pozbądźcie się wszelkich uprzedzeń, ponieważ razem z dobrym nastawieniem, otrzymacie niezwykłą, choć mroczną opowieść, a przy wszelkiego rodzaju dyskusjach naszych bohaterów (a właściwie antybohaterów), będziecie się po prostu dobrze bawić.

Moja ocena: 5,5/6


Wszystkie cytaty za: Bullington J. "Smutna historia braci Grossbart", MAG, 2012.


Za egzemplarz bardzo dziękuję Wydawnictwu MAG

sobota, 8 września 2012

"Otchłań zła" Maxime Chattam



Autor: Maxime Chattam
Tytuł: Otchłań zła
Wydawnictwo: Sonia Draga, 2012 (wyd. IV)
Ilość stron: 543


Poemat Dantego i... katalogi sprzedaży wysyłkowej - co je ze sobą łączy? Czy jest w ogóle możliwe, by po śmierci morderca kontynuował swe makabryczne dzieło? I najważniejsze pytanie: dlaczego to robi?  

Juliette Lafayette, młoda studentka psychologii, ma niebywałe szczęście. Kiedy zostaje porwana przez seryjnego mordercę, wydaje się, że nie wyjdzie żywa z tej opresji. A jednak. W ostatniej chwili na ratunek przybywa inspektor Joshua Brolin, który zabija porywacza. I tu mogłaby zakończyć się ta historia, lecz po pierwsze jest to dopiero początek powieści, a po drugie rok później zostają odnalezione zwłoki młodej kobiety, a zadane na jej ciele rany sugerują te same metody okaleczania, jakimi posługiwał się psychopatyczny morderca, który według wszelkich prawideł powinien leżeć w grobie na cmentarzu. Czy mamy więc tu do czynienia ze zmartwychwstaniem? A może robi to ktoś inny? Ktoś na tyle zafascynowany dziełem swojego "mistrza", by spróbować mu dorównać lub nawet prześcignąć go w swoich "osiągnięciach". Domysłów można snuć wiele, lecz pojawia się jeden istotny problem. DNA należące do mordercy, który przed rokiem omal nie zabił Juliette. Dowód ten zostawiony został na niedopałku papierosa przez człowieka, który uciekł z policyjnej zasadzki. Nie ma wątpliwości, że mężczyzna nie wykazywał żadnych oznak rozkładu, a z duchem miał tyle wspólnego, co nic. Może tylko to, że podczas obławy nagle ulotnił się jak kamfora, pozostawiając na placu boju ogłupiałych policjantów. Ale nie martwcie się, i na to znajdzie się racjonalne wytłumaczenie. Tylko... kto to był???

Już od pierwszych stron Maxime Chattam stara się nas zaintrygować fabułą. I rzeczywiście chwytliwy początek doskonale spełnia swą rolę. Mamy ochotę na więcej. Jak na dobry thriller przystało po drodze co rusz natrafiamy na zaskakujące zwroty akcji, natomiast dawkowane przez autora napięcie przypomina w pewnym sensie sinusoidę, raz winduje nam emocje do granic możliwości, by za chwilę nieco stonować, zwolnić (trochę zanudzić), a potem znów przyspieszyć.

To, na co najbardziej zwróciłam uwagę podczas czytania "Otchłani zła", to niezwykła dbałość o wszelkie szczegóły dotyczące przebiegu śledztwa (takie swoiste kompendium wiedzy), czy to dotyczy profilowania psychologicznego, przebiegu sekcji zwłok, czy opisu kolejnych etapów rozkładu zwłok. Autor w pewnych momentach wchodził tak głęboko w szczegóły, że nachodziły mnie (być może trochę krzywdzące dla autora) myśli, że Chattam na siłę chce nam udowodnić, jak bogatą wiedzę na te tematy posiada. I byłoby wszystko w porządku, gdyby nie chwycił tych wszystkich srok za ogon, męcząc nas praktycznie na każdym etapie śledztwa przydługimi opisami. Z drugiej jednak strony dla szczególnie dociekliwych czytelników kryminałów i thrillerów, których właśnie interesują tak drobiazgowo przedstawione fakty, może stanowić to nie lada gratkę. 

Obok tych wszystkich psychologicznych i medycznych analiz mamy na szczęście kilka zaskakujących ciekawostek. Np. czy wiecie ile człowiek potrzebuje czasu, by policzyć od zera do miliarda? Dwa dni, miesiąc, rok? Ja już wiem, ale nie powiem. Craig Nova, policyjny ekspert od drobin Wam to wyjaśni :)
 
Pomagająca w śledztwie studentka Juliette Lafayette i profiler kryminalny Joshua Brolin nie stanowią jakoś szczególnie wyróżniającej się pary na tle duetów, które znamy z innych książek o podobnej tematyce. Oboje są młodzi, piękni i jak to zwykle bywa mają się ku sobie. Autor bardzo chciał, żeby wzajemna fascynacja (która wiadomo czym się skończy) nie była tak oczywista, przedłużając w nieskończoność ich miłosne cierpienia, ale chyba już rzadko który czytelnik daje się tak łatwo zwieść. Mimo swej przewidywalności, wątek ten nie był jednak aż tak nudny, by wpłynęło to jakoś znacząco na odbiór całej fabuły.  

Zdania na temat tej książki są bardzo podzielone. Jedni się nią zachwycają, drudzy mieszają z błotem. Ja ze swoją opinią ustawię się gdzieś pośrodku. Nie jestem jakoś szczególnie zachwycona (choć z początku wydawało się, że będzie zupełnie inaczej), ale zawiedziona też nie. I chętnie sięgnę po dwie kolejne części trylogii, do której należy "Otchłań zła".

Po odpowiedzi na wszystkie postawione tu pytania oczywiście odsyłam do lektury.

Moja ocena: 4/6

piątek, 7 września 2012

nagroda :)

Wczoraj dotarła do mnie przesyłka od Natanny, która zorganizowała bardzo fajna zabawę. Otóż ten, kto miał złapać u niej licznik 4444, mógł wygrać zakładkę, książkę i coś słodkiego. No i to właśnie mnie się udało! Nie ukrywam, że bardzo liczyłam na tę nagrodę, bo od pierwszego wejrzenia zakochałam się w zakładce :) No i wreszcie ją mam!

Zobaczcie cały zestaw:


Żałuję tylko, że nie mam dobrego aparatu, żeby pokazać Wam, jak w rzeczywistości zakładka i breloczek (który był dla mnie wielką niespodzianką!) wyglądają. Obie te rzeczy są dużo ładniejsze niż na zdjęciu. 

Natanno - bardzo, bardzo, bardzo DZIĘKUJĘ!

wtorek, 4 września 2012

"Niemcy w Kielcach"

Ten post będzie troszkę inny niż wszystkie. Nie jest też związany z książkami, ale z historią - historią podaną w bardzo ciekawy sposób. 

5 września, czyli już jutro, w Kielcach odbędzie się widowisko pt. "Niemcy w Kielcach".  Zapraszam serdecznie, szczególnie mieszkańców tego miasta, jak i okolic, bo jest świetna okazja do tego, by zobaczyć lekcję historii na żywo, by uświadomić sobie, jaką tragedię ludzie wtedy przeżyli. A przede wszystkim, by pamięć o tamtych wydarzeniach nigdy się nie zatarła. Myślę, że po prostu zwykła ludzka ciekawość też będzie dla Was dobrą motywacją :) 


Bitwa graniczna 1939 roku została przegrana. Wojska III Rzeszy zajmują kolejne miasta. 5 września 1939 roku wkraczają do Kielc. Jak zachowała się ludność cywilna? Jaki był los jeńców polskich? Czy ujawnili się zdrajcy? O początku niemieckiej okupacji opowiemy 5 września na Rynku w Kielcach podczas widowiska "NIEMCY W KIELCACH" Zapraszamy wszystkich o godzinie 18." Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznych "JODŁA".


Troszkę o tym, co "JODŁA" pisze o sobie: 
Z potrzeby serca i... czynu zrodził się pomysł powołania Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznych „JODŁA”. Organizacji, która odwołuje się do tradycji: Legionów Józefa Piłsudskiego, wojskowości II Rzeczpospolitej, Armii Krajowej z czasów II wojny światowej czy wreszcie Podziemia Niepodległościowego po 1944 roku. Ogrom tematyki, spójnej jednak ideą Niepodległości, sprawił, że nie odtwarzamy żadnej konkretnej jednostki wojskowej czy oddziału partyzanckiego. Nastawiamy się bowiem na organizację widowisk historycznych, spotkań, prezentacji dotyczących interesującego nas przedziału czasu. Nie oznacza to jednak, że sami nie „wcielamy” się w role konkretnych postaci. W stowarzyszeniu działa grupa kawalerii, grupy odtwarzające wojska stron konfliktu, grupa motoryzacyjna, patrol sanitarny. Celem nadrzędnym jest jednak wykorzystanie tych sił do przedstawiania „żywych lekcji patriotyzmu i historii”. Historii, która jest naszą pasją. Historii, której nie musimy się wstydzić. Historii o której nie można zapomnieć.
TE WIELKIE SŁOWA MUSZĄ NAM UŚWIADOMIĆ,
ŻE BEZ PAMIĘCI O HISTORII JESTEŚMY NIKIM.

Więcej ciekawych informacji, zdjęć z rekonstrukcji itp. można znaleźć na stronie http://www.jodla.org/

Jeszcze raz gorąco zachęcam do wzięcia udziału w widowisku.

poniedziałek, 3 września 2012

Nowe wyzwanie :)


Zauważyłam, że organizowanie wszelkiego rodzaju konkursów i zabaw sprawia mi niesamowitą przyjemność :)

Tym razem chciałabym Was bardzo zachęcić do wzięcia udziału w wyzwaniu pt. "Z literą w tle".


Zasady wyzwania są bardzo proste. Na każdy miesiąc wytypuję jedną literę, jednocześnie wskazującą na pierwszą literę nazwiska autorów książek. Jeśli w danym miesiącu będzie to np. "L", uczestnicy czytają książki np. Larssona, Lema, Ligockiej i kogo jeszcze dusza zapragnie :) Następnie piszą recenzję i podsyłają mi link w komentarzu. Ilość lektur dowolna. Wiadomo, im więcej, tym lepiej :) Może będzie to dla Was świetną motywacją do tego, by sięgnąć po autorów, którzy "czekają" na swoją kolej już bardzo długo.

Po wszystkie szczegóły odsyłam tutaj

Podoba Wam się takie wyzwanie? :)

WYNIKI Z WRZEŚNIA:

Miłośnik książek (blog)

  1. Taavi Soininvaara - "Wirus Ebola w Helsinkach"
  2. Agnieszka Stelmaszyk  - "Tajemnica klejnotu Nefertiti" 
  3. Agnieszka Stelmaszyk - "Skarb Atlantów" 
  4. Agnieszka Stelmaszyk - "Sekret Wielkiego Mistrza" 
  5. Agnieszka Stelmaszyk - "Klątwa złotego smoka"
ejotek (blog)
  1. Justyna Szymańska "A właśnie że tak"
  2. Karolina Sykulska "Plagiat"
Książkowe zauroczenie (blog)
  1. Laura Summers "Dwa serca" 
  2. Magda Szabo "Tajemnica Abigail"
Imani (blog)
  1. Małgorzata Szejnert "Wyspa Klucz"
  2. Eric-Emmanuel Schmitt "Ulisses z Bagdadu"
  3. Vikas Swarup "Slumdog. Milioner z ulicy"
  4. Paullina Simons "Dziewczyna na Times Square"
  5. Elif Shafak "Czarne mleko" 
  6. Lisa See "Marzenia Joy" 
karkam (blog)
  1. Kamila Shamsie "Wypalone cienie"
  2. Elif Shafak "Pchli Pałac" 
  3. Aleksander Sołżenicyn "Kochaj rewolucję!"  
  4. Eric-Emmanuel Schmitt "Małe zbrodnie małżeńskie"
  5. Eric-Emmanuel Schmitt "Przypadek Adolfa H."
  6. Vikas Swarup "Slumdog. Milioner z ulicy"
  7. Vikas Swarup "Sześcioro podejrzanych"
alison2 (blog)
  1. José Saramago - "Miasto ślepców"
  2. José Saramago - "Miasto białych kart" 
  3. Antonio Salas - "Handlowałem kobietami"  
  4. Tom Rob Smith - "Ofiara 44"
JULIA ORZECH (blog)
  1. Mariusz Szczygieł - "Laska nebeska"
Magda (blog)
  1. Sara Shepard - "Pretty Little Liars. Doskonałe"
Agata P. (blog)
  1. John Steinbeck "Myszy i ludzie"
malutka_ska (blog
  1. Alexandra Salmela - "27, czyli śmierć tworzy artystę"
Honorata (blog) 
  1. Henryk Sienkiewicz "Baśnie i legendy"
  2. Brandon Sanderson "Elantris"
  3. Wilbur Smith "Bóg Nilu" 
Dizzy (blog)
  1. Bram Stoker "Dracula"
patrycja (blog)
  1. Mariusz Surmacz - "Strażnik marzeń"
monotema (blog)
  1. Andrzej Stasiuk "Grochów"
  2. Mark Salzman - "Żelazo i jedwab"
barwinka (blog)
  1. Lisa See "Sieć rozkwitającego kwiatu" 
la_pinguin (blog)
  1. Lisa See "Dziewczęta z Szanghaju"
Kasia J. (blog)
  1. Adrienne Sharp "Prawdziwe wspomnienia Mali K."
magdalenardo (blog)
  1. Bertram & Schulmeyer "Coolman i ja"
AnnRK (blog)
  1.  Yrsa Sigurdardóttir "Spójrz na mnie"

sobota, 1 września 2012

Wyniki konkursu!



Ogłaszam wszem i wobec, że zorganizowany przeze mnie konkurs został właśnie zakończony.

Naszym "Mistrzem czytania", czyli zdobywcą pierwszego miejsca z imponującą liczbą przeczytanych stron w miesiącu sierpniu, czyli 6204 jest Dizzy! Gratuluję serdecznie! I podziwiam :)

Drugie miejsce zdobyła Zosiek - z równie imponującą liczbą - 5521 stron;
Trzecie miejsce zajęła Kasia - 2427;
Tuż za podium z liczbą 1483 stron znalazła się ejotek.

Wam również gratuluję wyników i dziękuję bardzo za udział w tym konkursie. Proszę Was wszystkich (ejotek Ciebie również, ponieważ przewidziałam dla Ciebie nagrodę pocieszenia :)) o wysłanie na adres jenah83@wp.pl adresu do wysyłki.

Przypominam, że w konkursie do wygrania były trzy książki:
"Zanim zasnę" S.J.Watson (wybrała ją Dizzy);
"Dziewczyna ze śniegiem we włosach" Ninni Schulman (tę pozycję wybrała Zosiek);
"Dziennik dla Jordana" Dana Canedy (dla Kasi :))

Dizzy, jako że zdobyłaś pierwsze miejsce, proszę o to, byś wybrała dla siebie książkę i w miarę możliwości, jak najszybciej dała znać :) Pozostałe osoby poinformuję, kiedy nasza zwyciężczyni już się zdecyduje (aż mi się zrymowało :)).