poniedziałek, 7 lipca 2014

"Prowincja pełna marzeń" Katarzyna Enerlich


Nie do końca jestem pewna, co takiego tak bardzo wpłynęło na moje potrzeby czytelnicze, że sięgam po książki, które do tej pory raczej starałam się omijać dość szerokim łukiem. Może to przez wakacje, które przecież nie powinny mieć dla mnie aż takiego znaczenia, bo lata szkolne już dawno mam za sobą. Może jednak wakacyjny czas ma w sobie jakiś rozleniwiający czar, który znacząco wpływa na zapotrzebowanie na powieści z gatunku tych lżejszych, a przy tym przyjemniejszych? A może mi się po prostu zatęskniło za literaturą polską, po którą niestety bardzo rzadko sięgam? A może mam ochotę wybrać się na jakąś bliżej mi nieznaną prowincję, ot choćby mazurską niczym z powieści Katarzyny Enerlich...  




Autor: Katarzyna Enerlich
Tytuł: Prowincja pełna marzeń
Wydawnictwo: MG, 2009
Ilość stron: 352


Miłość niejedno ma imię. Miłość do partnera, dzieci, rodziców czy nawet przyjaciół to dość powszechna odmiana tego pięknego uczucia, choć oczywiście każda jest inna, indywidualna. Dużo rzadziej słyszy się o prawdziwym uwielbieniu dla miejsca, w którym się przyszło na świat, wychowało, a może nawet dotrwało do końca swoich dni. 

"Prowincja pełna marzeń" to prowincja pełna miłości, prowincja, która każdego dnia urzeka nie tylko główną bohaterkę Ludmiłę. Zachwytowi ulegają także czytelnicy. Sądzę, że byli nawet tacy, którzy zapragnęli tego, żeby spakować bagaż, kupić bilet, by wsiąść do pociągu (może nawet byle jakiego) i udać się nad te nasze piękne mazurskie jeziora, zobaczyć na własne oczy cudowne krajobrazy, by z książką pod pachą, niczym przewodnikiem, wędrować po mrągowskich uliczkach, w których kamienice szepczą swoje niezwykłe historie... 

Gdyby Katarzyna Enerlich skupiła się w "Prowincji..." tylko na bohaterach i ich nieco poplątanych losach, prawdopodobnie powieść ta nie pozostawiłaby w mojej pamięci i emocjach żadnego śladu. Jako wakacyjna, lekka, przyjemna lektura odegrałaby doskonale swoją rolę i tyle. Jednak stało się inaczej. Na szczęście, bo oprócz odprężenia, czułam również coś więcej, coś na kształt satysfakcji, ponieważ odłożenie książki na półkę nie było równoznaczne z zapomnieniem. I tu perypetie miłosne bohaterów nie miały nic do rzeczy, bo cóż może być zaskakującego w miłosnych podbojach?  

Powieść ta jest hołdem złożonym mazurskiej prowincji, jej tradycji, a także skomplikowanej historii. Nie mamy nawet cienia wątpliwości, że Ludmiła kocha całym sercem swoje Mazury, jest przywiązana do swojego życia tak bardzo, że nawet dystansuje się do uczuć, które wzbudza w niej pewien przystojny Niemiec, Martin. Nie zatraca się w miłości, bo doskonale wie, że nie będzie w stanie poświęcić się na tyle, by opuścić swoje rodzinne strony, a tego Martin mógłby przecież od niej wymagać. Zapuściła korzenie zbyt głęboko, nic nie jest w stanie ich podważyć, nawet doskwierająca samotność. 

Prowincja jest nie tylko pięknym tłem wydarzeń, można nawet pokusić się o stwierdzenie, że jest jednym z głównych bohaterów. Niemniej ważna jest jej trudna, dla wielu bolesna historia sięgająca czasów przedwojennych. Hans Ritkowsky był jednym z wielu mieszkańców Mrągowa, niegdyś Sensburga, który został zmuszony do emigracji, ale wspomnienie tego miejsca nigdy się w nim nie zatarło. Im więcej lat mijało od tego wydarzenia, tym bardziej  pragnienie powrotu do swoich rodzinnych stron było coraz większe. Historia tego człowieka jest niezwykle ciekawa, a świadomość, że wydarzyła się ona naprawdę tylko potęguje odczucia. 

"Prowincja pełna marzeń", jak wskazuje tytuł, podkreśla wagę ludzkich marzeń. Podpowiada, żeby o nich nie zapominać w naszym codziennym zabieganiu. I choć czasem wymagają one poważnych zmian, należy pamiętać, że "nie da się realizować marzeń i tkwić w miejscu". Wystarczy poruszyć kamyczek, by uruchomić lawinę, za którą może tkwić życie, o którym do tej pory mogliśmy tylko śnić.        
      

Ocena 5,5/6

14 komentarzy:

  1. Zaplanowałam ją na lipiec.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo, iż wiele dobrego czytałam o twórczości pani Enerlich, to chyba jednak zostanę przy mijaniu szerokim łukiem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam jeszcze twórczości pani Enerlich, sięgnę po coś, może tego lata, żeby się przekonać czy nadajemy na tych samych falach:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Już od jakiegoś czasu mam ochotę poznać twórczość pani Katarzyny. Cały cykl "Prowincji..." wydaje mi się rewelacyjny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Książka nie do końca w moim stylu, ale czuję, że mogłaby spodobać się mojej mamie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiem tak specjalnie nie byłam zainteresowana, ale zmieniłam zdanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Brzmi ciekawie. Przeczytam w wolnej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja nie wiem - to chyba nie moje klimaty, ale nie mówię Nigdy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Widzę, że główna bohaterka nadal jest taka jak w poprzednich tomach. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ach...jak przyjemnie czyta się twoje recenzje. Tak je lubię:):)
    Nie znam twórczości Pani Enerlich, ale mam w planach ją poznać:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kolejna zadowolona czytelnika :) Świetny tekst! Aż poczułam się tak, jakbym była na takiej prowincji i nabrałam jeszcze większej ochoty na tę serię autorki. Wciąż się do niej przymierzam, ale jakoś brakuje mi motywacji. Muszę to nadrobić, bo widzę, że naprawdę warto.

    OdpowiedzUsuń
  12. Już od jakiegoś czasu jestem zainteresowana tą książką i na nią poluję, może wreszcie nadaży się okazja, bym ją przeczytała :)

    OdpowiedzUsuń