poniedziałek, 17 czerwca 2013

Po przerwie dwie opinie

Witajcie :) Być może wielu z Was zauważyło, że na jakiś czas zniknęłam ze swojego i Waszych blogów. Wciąż przedłużające się problemy techniczne praktycznie wyeliminowały mnie z życia nie tylko blogowego, ale i w ogóle komputerowo-internetowego. Mam nadzieję, że to już jednak koniec problemów.

Nie było mnie tutaj, lecz z czytaniem książek nie było żadnych problemów, dlatego nazbierał mi się niezły stosik do recenzji. Dziś napiszę po parę słów o dwóch pozycjach, aby szybciej nadrobić zaległości :)



Autor: Brent Weeks
Tytuł: Czarny Pryzmat
Wydawnictwo: MAG, 2011
Ilość stron: 736


Opis z okładki: "To on ma władzę, siłę i bogactwa, zapłaci jednak za to własnym życiem. Gavin Guile jest Pryzmatem, najpotężniejszym człowiekiem na świecie. Jest cesarzem i najwyższym kapłanem; tylko dzięki jego mocy, sprytowi i urokowi osobistemu udaje się utrzymać kruchy pokój. Jednakże Pryzmaci nie żyją długo i Guile dokładnie wie, ile mu jeszcze zostało: pięć lat, żeby zrealizować pięć niemożliwych celów. Nagle jednak dowiaduje się, że ma syna, który urodził się w odległym królestwie, po wojnie, dzięki której Gavin zdobył władzę. Teraz musi zdecydować, jaką cenę jest gotów zapłacić, żeby utrzymać w tajemnicy sekret, który może zniszczyć świat".

Wspomniałam już kiedyś o tym, że biorąc się za serię, do której należy "Czarny Pryzmat", rzucam się na głęboką i nieznaną wodę. Nie miałam wcześniej do czynienia z tego typu literaturą i nie bardzo wiedziałam, czego mam się spodziewać. Otóż te nieznane wody okazały się dla mnie całkiem przyjazne. Nie tylko nie utonęłam, ale z tych wód wyjść już nie chciałam. 

Bohaterowie tej powieści fantasy posiadają niezwykle ciekawe magiczne umiejętności, mianowicie potrafią krzesać kolory, co sprowadza się do tego, że przekształcają światło w namacalną substancję - luksyn. To całkiem przydatny materiał do tworzenia broni, ale także budowania mostów, murów, a nawet całych budynków. Ale to nie jest takie proste zadanie. Stworzenie trwałego luksynu wymaga wielu lat praktyki i nauki. Krzesanie koloru ma również bardzo wysoką cenę - im więcej krzesiciel posługuje się magią, tym szybciej zbliża się do szaleństwa bądź śmierci. 

Akcja powieści jest dość dynamiczna, znajdziemy w niej sporo ciekawych zwrotów akcji, interesujących bohaterów - jednym słowem nudzić się nie powinniście. Wydaje się, że świat stworzony przez Brenta Weeksa jest dopracowany w najmniejszym szczególe. Nie wiem czy miłośnicy gatunku zgodzą się ze mną, ale wydaje mi się, że "Czarny Pryzmat" nie należy do arcydzieł tego gatunku. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest to powieść, przy której naprawdę fantastycznie spędziłam czas :) Na szczęście miałam pod ręką drugi tom - "Oślepiający nóż", dzięki czemu nie musiałam robić sobie przerwy w czytaniu. O nim z kolei napiszę troszkę później. Tak dla informacji jeszcze - "Czarny Pryzmat" otwiera trylogię pt. "Powiernik Światła".  

Na koniec muszę wspomnieć o pewnym mankamencie, który bardzo mnie raził podczas czytania książki. Chodzi o pojawiające się co rusz literówki i błędy językowe. Konsekwentnie pojawiają się one również w drugim tomie (dlaczego???). "Mężczyźni klepali go poplecach, kobiety dotykał ramion i rąk, wszyscy mu gratulowali". A mnie ręce opadają aż poplecy bolą ;)

Moja ocena: 5/6

Opinia bierze udział w wyzwaniu: "W prezencie"






Autor: Simon Beckett
Tytuł: Zapisane w kościach
Wydawnictwo: Amber, 2011
Ilość stron: 336


Opis z okładki: "Większość dnia spędzam ze zmarłymi. Czasem ze zmarłymi, którzy nie żyją od bardzo dawna. Jestem antropologiem sądowym. To po części patologia, po części archeologia. To, co robię, wykracza poza jedno i drugie. Bo nawet wtedy, kiedy biologia człowieka przestaje działać, kiedy z tego, co było życiem, zostaje jedynie zepsucie, zgnilizna i stare suche kości, nawet wtedy zmarły może być ważnym świadkiem. Może opowiedzieć swoją historię, pod warunkiem że umie się ją zinterpretować. Ja umiem. Umiem skłonić zmarłych do zwierzeń...".

Znany nam już z poprzedniej powieści Simona Becketta "Chemia śmierci" antropolog sądowy David Hunter tym razem wybiera się na wyspę o nazwie Runa, gdzie w opuszczonym domu znaleziono spalone zwłoki. Sprawa jest o tyle dziwna, że spaleniu uległo ciało, natomiast ogień oszczędził wszystko dookoła. Przypomina to trochę teorię o samozapłonie, lecz czy rzeczywiście o to chodzi? David Hunter stara się rozwikłać tę zagadkową śmierć. Tymczasem pewne okoliczności sprawiają, że wyspa zostaje zupełnie odcięta od świata, znikąd nie można otrzymać ratunku, a sprawy zaczynają się nieco komplikować.

Sięgając po "Zapisane w kościach" miałam nadzieję, że otrzymam równie dobry thriller co "Chemia śmierci" i nie zawiodłam się. Beckett jest dla mnie prawdziwym mistrzem w kreowaniu niepokojącego i hermetycznego świata niewielkich społeczności - czy to dotyczy małego miasteczka, czy mieszkańców niewielkiej wyspy. Obserwacja mentalności tych ludzi, ich nieufność wobec obcych a nawet wrogość potęguje napięcie i sprawia, że odczuwamy zagrożenie dosłownie na każdym kroku. Spowijający wyspę mrok i szalejący sztorm nadają atmosferze powieści jeszcze bardziej ponury wydźwięk. 

Rzadko się zdarza, żeby zakończenie powieści tak mnie zaskoczyło, jak w tym przypadku. Sprawiło to, że moja ogólna ocena książki znacznie wzrosła. W "Chemii śmierci" nasza wiedza o rozkładzie ciała znacznie się poszerzyła,  w tym przypadku dowiemy się, co dzieje się z ciałem, kiedy trawi je ogień...
 "W odpowiedniej temperaturze pali się wszystko. Drewno. Ubranie. Ludzie.
W temperaturze dwustu pięćdziesięciu stopni Celsjusza zapala się ciało. Skóra czernieje i pęka. Tłuszcz podskórny zaczyna topić się jak słonina na gorącej patelni. Podsycany nim płomień trawi tkankę miękką. (...) Ale kość to zupełnie inna sprawa, inna materia, dosłownie i w przenośni. Kość opiera się wszystkiemu, z wyjątkiem najgorętszego ognia. I nawet jeśli wypali się z niej cały węgiel, nawet jeśli jest już martwa i bez życia niczym pumeks, wciąż zachowuje swój pierwotny kształt".
Gorąco polecam!   

Moja ocena: 5,5/6  

Opinia bierze udział w wyzwaniach: "W prezencie", "Z literą w tle"    
  

29 komentarzy:

  1. Czytałam "Chemię śmierci" i chciałabym przeczytać kontynuację, póki co poszukuję w bibliotekach :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oby już wszystko hulało jak trzeba.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj :D Mam nadzieje, że po jutrzejszym dniu ja też będę mógł wrócić do aktywniejszego blogowania :D Zgralismy się ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Faktycznie, oby nam się już więcej takie przerwy nie zdarzały :)

      Usuń
  4. Mam nadzieje, ze to juz koniec sieciowo-komputerowych niespodzianek. Brakowalo Ciebie.
    Sle moc serdecznosci.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że "Zapisane w kościach" Ci się podobało, bo mam spore oczekiwania wobec tej książki.

    A Tobie życzę mniej technicznych wariacji. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie dziś wszystko hula jak trzeba, ale... nie chcę sobie wykrakać :)

      Usuń
  6. Co do drugiej pozycji, to klimat (pogoda) jest idealnie jak w najlepszym filmie grozy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Cieszę się, że już wróciłaś i to w dobrej formie :) Będę miała oko na powieść Weeksa, bo czuję, że to coś dla mnie, "Zapisane w kościach" też mi się podobało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Weeks powinien Ci się spodobać :) Jak już wspomniałam być może to nie jest arcydzieło (przynajmniej w mojej ocenie), ale motyw krzesania kolorów uważam za naprawdę ciekawy.

      Usuń
  8. fajnie, że już jesteś :) pusto było bez Ciebie... i wtedy tak mnie poplecach bolało :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D Też bardzo się cieszę, że już jestem :) Mam nadzieję, że poplecy już Cię nie bolą :)

      Usuń
  9. ,,Zapisane w kościach" - moja ulubiona część. Za nic nie dało się jej rozgryźć:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, ale najbardziej "Zapisane w kościach" lubię za jego zakończenie. Genialne!

      Usuń
  10. Witaj:) Obie książki ciekawe. Widzę, że bujałaś się po zupełnie odmiennych światach:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nom, 'Czarny pryzmat' wydaje się nawet, nawet C:

    OdpowiedzUsuń
  12. Intersującym jest "Czarny pryzmat". Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Uwielbiam Becketta, ale pierwsza książka również brzmi ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Witaj:):)
    Rzeczywiście troszkę Cię nie było. Nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez internetu, dlatego współczuję, że ciągle masz z tym problemy.
    "Zapisane w kościach" mam w planach przeczytać:)
    Pozdrawiam serdecznie!!

    OdpowiedzUsuń