Autor: Karen Foxlee
Tytuł: Kruchość skrzydeł
Wydawnictwo: Dobra Literatura
Rok wydania: 2016
Ilość stron: 304
Czy utracony głos można odnaleźć w... pudełku? Doświadczenia niektórych ludzi pokazują, że cuda się zdarzają, ale czy i w tym przypadku można liczyć na cud? Jak pośród pamiątek po zmarłej siostrze w postaci osieroconego warkocza, porzuconych już na zawsze baletek czy przełamanego na pół wisiorka w kształcie serca wyłowić śpiew, który gdzieś między nimi się zawieruszył, być może już na zawsze? W zawartości pudełka spoczywa odpowiedź. Jennifer pragnie ją poznać, jednak będzie musiała dotrzeć znacznie głębiej niż do dna owego pudełka. Zanurzanie się we własne wspomnienia dostarczą jej cennych wskazówek, ale czy to wystarczy by z jej ust znów popłynął piękny śpiew, który utkwił gdzieś w niej bardzo, bardzo głęboko?
"To jest opowieść o Elizabeth Day. Własnymi rękami poskładałam jej elementy w całość. Dokonałam tego zarówno na podstawie rzeczy, które widziałam, jak i tych, których nie widziałam, ale o których dowiedziałam się później. Opowieść składa się ze strzępów spraw strasznych oraz ze szczątków rzeczy cudownych. Zszyłam je razem, zanim wyblakną i przeminą" (s.25).
Chciałoby się napisać, że dziesięcioletnia Jennifer Day jest obserwatorem powolnego rozpadu swojej rodziny, ale niestety, nie tylko obserwuje, ale również uczestniczy w tej powolnej destrukcji. Zanurza się w niej, a pierwszą widoczną zmianą, choć na początku ledwie dostrzegalną, jest zamrożony w piersiach śpiew. Choć bardzo pragnie go odzyskać, nie ma pojęcia, jak go przywrócić. Następujące kolejno po sobie wydarzenia w żadnym stopniu jej w tym nie pomagają.
"Pomyślałam, że gdybym była ptakiem, to byłabym orłem australijskim. Gdyby tak właśnie było, to żyłabym wyłącznie dla samej radości latania. Szybowałam na ogromnych wysokościach, unosząc się na wietrze. Wznosiłabym się wyżej niż wszystko dookoła, nad pustynią i jej roślinnością, ponad długimi i wyschniętymi rzekami oraz nad małymi miasteczkami przystającymi do autostrady. Odcięłabym się od wszystkiego" (s. 75-76).
Problemy starszej siostry sprawiają, że wyostrzają jej się zmysły. Zaczyna dostrzegać więcej niż inni, ale jeszcze nie rozumie tego, co widzi. Dopiero po śmierci Elizabeth pewne fakty zaczynają nabierać coraz więcej sensu, bo prawda jest taka, że Jennifer staje się naocznym świadkiem zupełnie nieudanego startu w dorosłość swojej siostry. Dostrzega wiele symptomów, które wskazują na to, że Elizabeth dąży prostą drogą ku katastrofie, lecz jest jeszcze zbyt młoda, by wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski. Dodatkowo sprawę komplikuje fakt, że w to wszystko wplątują się jakieś nie do końca zrozumiałe siły. Początkiem końca Elizabeth była zupełnie niepozorna wyprawa nad jezioro. Tam dziewczyna mdleje i nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że po tym incydencie zaczyna wszędzie widzieć... światło. Każdą rzecz, każdego człowieka spowijała trudna do wytłumaczenia poświata. Z medycznego punktu widzenia Elizabeth nic nie dolega, ale jej babcia zaczyna doszukiwać się w tym zjawisku czegoś mistycznego. Czyżby Elizabeth zobaczyła anioła?
"Kruchość skrzydeł" to piękna, niemalże poetycka opowieść o trudach, jakie niesie za sobą zbyt szybkie wkraczanie w świat dorosłych. Elizabeth została obciążona podwójnie, bo oprócz zwykłych problemów towarzyszących zazwyczaj nastolatkom, musi uporać się z czymś znacznie trudniejszym. Ma dokonać wyboru między dwiema możliwościami, a w dalszej perspektywie żadna z nich nie jest dobra. Ratując życie innemu człowiekowi, powoli kawałek po kawałku traci swoje...
Powieść Karen Foxlee nie jest ani łatwa, ani lekka, ale mimo wszystko może być przyjemna dla kogoś, kto szuka trudnych emocji, dla kogoś, kto nie unika opowieści przepełnionych smutkiem i bólem po stracie kogoś bliskiego. Ostatecznie przecież gdzieś na horyzoncie musi w końcu zamajaczyć chociażby cień czegoś, co przyniesie odmianę. Cień nadziei.
Za egzemplarz bardzo dziękuję portalowi Sztukater.pl