czwartek, 31 stycznia 2013

Z literą w tle - podsumowanie stycznia i dwie recenzje na ostatnią chwilę :)


Przepraszam za małe opóźnienie :) Mój dzisiejszy pobyt poza domem nieoczekiwanie się przedłużył.

Na początku chciałabym Wam bardzo podziękować za  to, że nasza "wyzwaniowa załoga" jest tak liczna i wciąż pojawiają się nowe osoby chętne do tego, by do nas dołączyć. Jest mi z tego powodu niezmiernie miło! :) A teraz szybciutko przechodzę do tego, co najważniejsze.

Ostateczna lista uczestników i ich osiągnięcia przedstawiają się tak:
Nutinka - 10  
alison2 - 4  
ejotek - 4  
hadzia - 4  
Paulina - 4  
Agnieszka czyta... - 3  
Ania - 3  
Ania1986 - 3  
Anytsuj - 3  
Imani - 3  
karkam - 3  
la_pinguin - 3  
Leanika - 3  
patrycja - 3 
anek7 - 2 
Ciastek - 2  
Fka - 2  
Halinka - 2
Jenah - 2
lesiaqous - 2
Lina - 2
Magda - 2
Magda K-ska - 2
Sophie - 2
Agata P - 1

aleksandra_czyta - 1
Ema Pisula - 1
AnnRK - 1
 

Gosia B - 1
Julia Orzech - 1
Kasia J. - 1
koczowniczka - 1
Krasnoludek - 1
madziusia - 1
Mała Mi - 1

monotema - 1
Moreni - 1

natanna - 1
NinaX - 1
Platine - 1

Queen Margot - 1
Skrzat - 1

Listę lektur naszych uczestników możemy obejrzeć TUTAJ

Liczba osób, która ukończyła wyzwanie z przeczytaną co najmniej jedną książką -42
Łączna liczba książek przeczytanych przez uczestników - 91
Tym razem królem wśród autorów, po których w tym miesiącu sięgaliście, jest nie kto inny, jak sam Stephen King!  
  
W tym miesiącu - jak widać po wynikach - zdecydowanie wyróżniła się Nutinka! Nutinko, należą Ci się wielkie brawa i gratulacje!!! Zwłaszcza, że już drugi miesiąc z rzędu zajmujesz pierwsze miejsce. Na wyróżnienie zasługują również - alison2, ejotek, hadzia, Paulina, które mają na swoim koncie po cztery książki. Wszystkim uczestnikom gratuluję i bardzo dziękuję za ten wspólnie spędzony miesiąc :)
Mam nadzieję, że litera na luty przypadnie Wam do gustu, a jest nią litera:
"R"

Życzę Wam owocnych poszukiwań i czekam na zgłoszenia :)

Jak co miesiąc proszę o podmianę linku pod banerkiem, bo jak zwykle założona została nowa zakładka do wyzwania.




Jeszcze na ostatnią chwilę udało mi się stworzyć dwie "wyzwaniowe" recenzje. Ufff, udało mi się :) Oto one:


Autor: William Kowalski
Tytuł: Bękart Eddiego
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka, 2001
Ilość stron: 382

"Pojawiłem się na tym świecie w taki sam sposób jak większość bękartów - przez zaskoczenie. To jedyny fakt dotyczący moich początków, o których wiem".

Tymi słowami rozpoczyna swoją opowieść główny bohater powieści - Billy. Bękart Eddiego - słowa-klucze, które naznaczyły całe jego życie. Jest synem Eddiego Manna, pilota poległego w Wietnamie, lecz o swojej matce Billy zupełnie nic nie wie, nawet nie zna jej imienia. 

Pewnego sierpniowego dnia Thomas Mann znajduje malutkiego Billy'ego pod drzwiami swojego domu. Już od pierwszej chwili nie ma wątpliwości, że noworodek jest jego wnukiem. Postanawia się nim zająć. Odtąd między osamotnionym i zgorzkniałym Thomasem a chłopcem rodzi się niezwykła więź. Billy, choć pozbawiony matki i ojca, nie może narzekać na brak miłości. Dziadek stara się zająć wnukiem najlepiej jak potrafi, choć popełnia wiele błędów. Z czasem Billy'ego jednak zaczyna uwierać niewiedza na temat swojej przeszłości. Chce dowiedzieć się, jak doszło do spotkania jego rodziców, kim była jego matka. Czuje, że brak mu tzw. korzeni, które mogłyby go usadzić w rodzinnej historii. Tę pustkę w pewnym stopniu rekompensują mu fascynujące opowieści dziadka o swoich własnych doświadczeniach, jak i jego przodków. Wyjaśniają one Billy'emu znaczenie odwagi i honoru, a także tchórzostwa i ucieczki przed odpowiedzialnością. 

Jeśli miałabym określić, co w tej powieści jest najmocniejszym punktem, to są to z pewnością dzienniki Williama A. Manna III - przodka Billy'ego. Płynie z nich swoista mądrość, znajdziemy w nich dużo celnych spostrzeżeń dotyczących mechanizmów rządzących naturą człowieka. 

"Bękart Eddiego" to interesująca powieść, która dostarczy nam wielu powodów do wzruszeń, ale także do uśmiechu. Być może sprawi, że zastanowimy się nad naszą własną rodzinną przeszłością i spróbujemy zrozumieć, czy jest ona dla nas bardzo ważna. Być może tak jak Billy potrzebujemy tego mocnego gruntu, na którym będziemy mogli kształtować własne życie, a które w przyszłości stanie się gruntem dla naszych dzieci i wnuków...

"Tak jak najokazalszy dąb runie, nie mając korzeni, tak samo człowiek, nie znając swoich przodków, padnie na ziemię niespełniony i bez marzeń. Nie łudźmy się, że zrozumiemy samych siebie, jeśli nie znamy tych, którzy byli przed nami".

Moja ocena: 4,5/6

Autor: Jerzy Kosiński
Tytuł: Malowany ptak
Wydawnictwo: Da Capo
Ilość stron: 304

Jest jesień 1939 r., czyli początek drugiej wojny światowej. Rodzice sześcioletniego chłopca postanawiają wysłać swojego syna do wioski na kresach wschodnich, gdzie ma znaleźć schronienie. Autor nie do końca wyjawia, czy chłopiec jest Cyganem, czy Żydem, lecz nie ulega wątpliwości, że grozi mu wielkie niebezpieczeństwo. Jego pochodzenie i wygląd są wystarczającym powodem do tego, by jego krótkie życie zakończyło się w obozie koncentracyjnym. Śmierć jednak nie daje się wywieść w pole i niejednokrotnie ociera się o wątłe ciało chłopca. 

Nasz mały bohater powieści owe pozornie bezpieczne schronienie okupił wielkim cierpieniem. Był upokarzany, bity i wyśmiewany. Wielokrotnie musiał uciekać z domu swoich opiekunów w obawie o własne życie. Przebywanie wśród niezwykle zabobonnych i zacofanych chłopów uświadomiło mu, jak bardzo się od nich różni. Ciemny kolor skóry, włosów i "urocznych" (więc przynoszących nieszczęście) oczu był dla niego prawdziwym przekleństwem. Chłopi bali się go, uważając że ściąga na ich wioskę niebezpieczeństwo. I poniekąd mieli rację, ponieważ ukrywanie Żyda lub Cygana mogło kosztować życie wszystkich jej mieszkańców. Był to więc uzasadniony strach, lecz nienawiść i sadyzm, który przejawiali wobec chłopca, sposób, w jaki się nad nim znęcali - tego pojąć się po prostu nie da...

Malowany ptak jest metaforą życia odmiennej jednostki, przebywającej wśród nietolerancyjnego społeczeństwa. Motyw ten zresztą znajdziemy w powieści. Jeden z mieszkańców wsi, Lech, łapie ptaki, a następnie maluje je farbami o jaskrawych kolorach. Taki kolorowy osobnik, który znajdzie się wśród swoich, nie zostaje przez nich rozpoznany. Traktują go jak obcego i wreszcie... zadziobują (czy w rzeczywistości jest to możliwe - nie wnikam). Takim malowanym ptakiem jest nasz chłopiec, który "zawinił" tym, że ma ciemną, czyli niewłaściwą, karnację i nieodpowiednie pochodzenie. Zastanawia mnie, co jest tu tak naprawdę wyznacznikiem normalności? Bo jeśli chłopiec miałby coś zmienić, to nie tylko wygląd skóry. Przyglądając się bliżej chłopom, dostrzegamy właściwie same negatywne cechy - nienawiść, zdrady i wszelkiego rodzaju wynaturzenia, łącznie z najgorszymi dewiacjami seksualnymi. Co więc oznacza normalność? Czy bohater miałby zachowywać się tak samo, by stać się równy im. Czy znalezienie równowagi między tym, co dobre, a co złe, mogłoby być antidotum na wyjście z roli ofiary? Co jest lepsze - być katem czy ofiarą? 

Wokół powieści "Malowany ptak" narosło wiele kontrowersji i zupełnie mnie ten fakt nie dziwi. Warto zapoznać się z tą historią, ponieważ zmusza ona nas do refleksji. Porusza, gdyż nie zapominajmy, że tego wszystkiego doświadcza małe dziecko! Możemy zobaczyć, jak te traumatyczne doświadczenia wpływają na psychikę niewinnego jeszcze i bardzo młodego życia. Jest to trudna powieść, zawierająca brutalne opisy, więc czytelnikom o słabszych nerwach polecam zastanowić się nad swoimi możliwościami.        

Moja ocena: 5/6

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Parę słów na temat okładek i... pojedynek

Kiedy zabieramy się za recenzję książki, bardzo często poddajemy ocenie okładkę książki. Nie ulega wątpliwości, że jest ona ważna. Albo nam się podoba, albo wręcz przeciwnie, albo jeszcze mamy do niej obojętny stosunek. Czegoś nam w niej brakuje, coś byśmy zmienili. Czasem okazuje się, że okładka zupełnie nie oddaje charakteru treści książki.

Jestem wzrokowcem, więc gdy wchodzę do księgarni, najpierw biorę w rękę tę książkę, która swoją szatą graficzną "ściągnie" na siebie moją uwagę. Potem biorę pod uwagę inne czynniki. 

Nie jestem ekspertem, ale lubię analizować to, co znajdę na okładce, jej kolorystykę, czcionkę itp. Chciałabym poznać Wasze zdanie, dlatego przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Chodzi o swego rodzaju... pojedynek. Zaproponuje Wam dwie (lub więcej) okładek książek, a Wy wskażecie tę, która Wam się bardziej podoba :) Okładki będzie łączył jakiś motyw przewodni. Jeśli znajdzie się ktoś chętny, to zapraszam do wyrażania swojej opinii :)

motyw na dziś: motyl

Okładka nr 1 
   
Okładka nr 2
 

Okładka nr 3


Dla zainteresowanych kilka słów na temat treści tych książek:

"Przepis na łapanie motyli" Ewa Zadara
Ewelina ma wszystko, co jest jej potrzebne do szczęścia – kochającego męża, mądrego syna i oddane przyjaciółki. Jednak ma wrażenie, że zasługuje na znacznie więcej. Kiedyś miała ambicje i perspektywy – zrezygnowała z doktoratu i kariery na rzecz rodziny. Mimo pozornego szczęścia, nie czuje się spełniona. Czy wreszcie nadejdzie czas na zmiany? Czy dojrzała kobieta nadal może być atrakcyjna i zawrócić w głowie nawet sporo od siebie młodszemu mężczyźnie, osiągając przy tym nieoczekiwane dodatkowe korzyści? Żeby było jeszcze ciekawiej, akcja „Przepisu na łapanie motyli” rozgrywa się w specyficznym, zamkniętym środowisku akademickim, którego tabu w zaskakujący sposób przełamuje autorka powieści.
Nigdy nie jest za późno, by pożądać.
Nigdy nie jest za późno, by być pożądaną.
Nigdy nie jest za późno na karierę.
Nigdy nie jest za późno, by rozkoszować się życiem.

"Motyl" Lisa Genova
„Motyl” to jedna z najpiękniejszych i najbardziej poruszających książek ostatnich lat. Niezapomniana opowieść o kobiecie sukcesu, która w wyniku okropnej choroby stopniowo traci swoje myśli i wspomnienia, i tym samym odkrywa, że każdy nowy dzień przynosi jej inne spojrzenie na miłość i życie.  
Alice Howland jest dumna z życia, na które tak ciężko zapracowała. Ma pięćdziesiąt lat, jest wykładowcą psychologii na Harvardzie, światowej sławy ekspertem w dziedzinie lingwistyki oraz żoną odnoszącego sukcesy męża i matką trójki dzieci. Kiedy coraz częściej zdarza jej się tracić pamięć i orientację, decyduje się na wizytę u lekarza. Tragiczna diagnoza choroby Alzheimera o wczesnym początku całkowicie zmienia jej życie. Kiedy nieuleczalna demencja pozbawia jej tożsamości, dotychczas niezwykle niezależna Alice walczy, by nauczyć się żyć każdą chwilą. Musi przewartościować swoje relacje z mężem, uznanym naukowcem oraz oczekiwania w stosunku do dzieci, a także postrzeganie siebie samej w otaczającym ją świecie.
„Motyl”, powieść jednocześnie piękna i przerażająca, to poruszający i niezwykle żywy obraz życia z chorobą Alzheimera, który pozostaje w pamięci jeszcze na długo po zamknięciu książki.

"Deklaracja" Gemma Malley 
A gdybyście wy byli nadmiarami w świecie legalnych ludzi?Gdybyście nie mieli prawa żyć.Gdybyście byli zamknięci w zakładzie dla nadmiarów i nie znali świata za murami.Gdybyście uwierzyli, że nie macie żadnych praw i możecie tylko służyć innym.A gdyby wtedy zjawił się ktoś, kto opowiedziałby wam o prawdziwym życiu.Gdyby przekonał was, że Ziemia jest dla wszystkich ludzi, a wy nie jesteście nadmiarami, skoro ktoś was kocha i potrzebuje?Czy tak będzie wyglądać świat w przyszłości?

Wszystkie opisy pochodzą ze strony lubimyczytać.pl

niedziela, 27 stycznia 2013

Wiel-błąd - odpowiedzi

Oj, musieliście troszkę poczekać na rozwiązanie zagadki, za co Was bardzo przepraszam!!!


Zatem, nie przedłużając, podaję prawidłowe odpowiedzi:
  1. Petroniusz obudził się zaledwie koło południa i, jak zwykle, zmęczony bardzo.
  2. Spocznij, że tak powiem, i posłuchaj rady starszego brata.
  3. Rozumiem twoje intencje, ale prawdę powiedziawszy, to ty popełniłeś błąd.
  4. Szkoły podstawowe, gimnazja, licea, szkoły zawodowe, krótko mówiąc, całe szkolnictwo wymaga dofinansowania.
  5. I oto nagle pojawiła się dziewczyna, rzekłbyś, bogini w ludzkiej skórze.
  6. Szczęścia szuka się na jawie, znajduje się na ogół we śnie, i to raczej rzadko. 

A teraz troszkę wyjaśnień, dlaczego tak ma być, a nie inaczej.

Przecinki oddzielające wtrącenie

Przecinkami oddzielamy wszelkie wtrącenia przerywające tok zdania. Schemat:
pierwsza część zdania, wtrącenie, druga część zdania

Przecinki oddzielające wtrącone wyrażenia, które przerywają tok zdania mamy w naszym zdaniu pierwszym, czyli:
- Petroniusz obudził się zaledwie koło południa i, jak zwykle, zmęczony bardzo. 
Inne przykłady:
- Dostałem na mikołajki, to nie żart, nowy komputer z drukarką laserową.
- Nie wiem, holender, jak rozwiązać ten problem.
Wtrącenia wydzielamy przecinkami nawet wtedy, gdy występuje po nich spójnik z grup i, lub, ani, np. 
- Spocznij, że tak powiem, i posłuchaj rady starszego brata.


Przecinki oddzielające zapowiedź uściślenia wypowiedzi

Przecinkami oddzielamy stojące poza zdaniem wyrazy i wyrażenia, które zapowiadają uściślenia wypowiedzi. Schemat:
pierwszy człon wypowiedzi, zapowiedź uściślenia, drugi człon wypowiedzi

Charakterystyczne zapowiedzi uściślenia:
- krótko mówiąc, ściśle mówiąc, jednym słowem, mówiąc inaczej, inaczej, innymi słowy, słowem.

Przykłady:
- Szkoły podstawowe, gimnazja, licea, szkoły zawodowe, krótko mówiąc, całe szkolnictwo wymaga dofinansowania.
- Poproszę kawę bardzo mocną i bez cukru, jednym słowem, szatana.
- Pozdrów ode mnie Olę, Grzesia, Kubę, Monikę, słowem, całą naszą paczkę.


Przecinki oddzielające wtrąconą uwagę

Przecinkami oddzielamy wtrąconą uwagę wskazującą na stosunek piszącego do własnego tekstu. Schemat:
pierwsza część wypowiedzenia, wtrącona uwaga, druga część wypowiedzenia

Charakterystyczne wtrącone uwagi:
- prawdę mówiąc, prawdę powiedziawszy, powiedzmy, przypuśćmy, załóżmy, dajmy na to, rzekłbyś, jeśli się nie mylę, o ile mnie pamięć nie zawodzi, że tak powiem, że się tak wyrażę. 

Przykłady:
- I oto nagle pojawiła się dziewczyna, rzekłbyś, bogini w ludzkiej postaci.
- Powinieneś, prawdę mówiąc, pierwszy ją przeprosić.
- To wszystko, że tak powiem, mnie guzik obchodzi.

Jeśli wtrącona uwaga wystąpi tuż po spójniku, przed którym stawiamy przecinek, to obowiązuje zasada przesunięcia przecinka w lewo, np. 
- Rozumiem twoje intencje, ale prawdę powiedziawszy, to ty popełniłeś błąd (a nie: Rozumiem twoje intencje, ale, prawdę powiedziawszy, to ty popełniłeś błąd).
 

Przecinek przed dopowiedzeniem lub uzupełnieniem

 Przecinkiem oddzielamy zdanie od jego dopowiedzenia, uzupełnienia, sprostowania itp. Schemat:
zdanie podstawowe, dopowiedzenie

Charakterystyczne zapowiedzi dopowiedzenia:
- a nawet, a ponadto, albo nawet, albo lepiej, albo raczej, czy raczej, ani nawet, ani też, i to, ewentualnie, nawet, oczywiście, prawdopodobnie, przynajmniej, raczej, rzecz jasna, tym bardziej, w dodatku, zwłaszcza.

Przykłady:
- Szczęścia szuka się na jawie, znajduje się na ogół we śnie, i to raczej rzadko.
- Marek pracuje i jednocześnie studiuje, oczywiście zaocznie.
- Nie chcę podróżować autostopem, tym bardziej sama.


Przykłady i wyjaśnienia pochodzą z książki pt. "Interpunkcja, czyli przestankowanie, co w głowie zostanie" A. J. Częścikowie.



Zadanie było, przyznaję, bardzo trudne. Nikomu nie udało się prawidłowo wstawić przecinków we wszystkich sześciu zdaniach. Ani w pięciu, ani też w czterech :) Za to wielu osobom udało się to w trzech zdaniach. Są to:
Kasia J.
Natula
Paulina
Magda K-ska
la_pinguin
Sylwuch
Kinga
Scarlett
bezrobotna.pl
 
Gratuluję! :) 

czwartek, 17 stycznia 2013

Stosik na dobry początek

Kochani, zanim podam rozwiązanie wiel-błądowej zagadki i podam, komu poszło najlepiej, pozwólcie, że wcześniej podzielę się z Wami moimi nowymi nabytkami i w związku z tym - planami czytelniczymi na styczeń. Nic nowego nie kupiłam, tylko pożyczyłam. Jestem zadowolona, bo moja wczorajsza wizyta w bibliotece z pewnych powodów była bardzo krótka, lecz udało mi w tym rozpędzie złapać naprawdę ciekawe sztuki :) Dwa egzemplarze z tego stosiku to pożyczki od siostry (dziękuję :*).
 

"Kwiaty na poddaszu" Virginia C. Andrews - chyba nie muszę nikomu przedstawiać tej książki, ponieważ każdy z nas chociaż raz o niej słyszał lub czytał (przynajmniej tak mi się wydaje). Tę powieść zdążyłam już przeczytać, więc recenzja powinna pojawić się wkrótce.

"Córka fortuny" Isabel Allende - co prawda polowałam na inną książkę tej autorki ("Dom duchów"), lecz nie było jej, więc wzięłam "Córkę fortuny". 

Opis: W roku 1849 amerykański stan Kalifornia ogarnia gorączka złota. W tym samym czasie w chilijskim mieście Valparaiso mieszka młoda dziewczyna Eliza Sommers. Kiedy jej kochanek, Joaquin Andieta, w poszukiwaniu fortuny postanawia wyjechać na północ, decyduje się ruszyć za nim. Upiorna podróż, jaką odbywa „na gapę" pod pokładem żaglowca, i wieloletnia tułaczka sprawiają, że niewinna dziewczyna wyrasta na nieprzeciętną kobietę. Towarzyszy jej chiński lekarz Tao Chi'en, który, będąc początkowo jej opiekunem i przyjacielem, z czasem okazuje się miłością jej życia.

"Bękart Eddiego" William Kowalski - nigdy wcześniej nie słyszałam o tej powieści ani o autorze, ale szukałam czegoś na styczniowe literowe wyzwanie i akurat padło na ten tytuł. 

Opis: Przejmujący, niezwykły, przepojony liryzmem debiut literacki Williama Kowalskiego podtrzymuje tradycję wielkiej gawędy Johna Irvinga i Wally'ego Lamba. Billy - "Bękart Eddiego" - nieślubny błękitnooki syn Eddiego, pilota poległego w Wietnamie, oraz nieznanej matki, zjawia się w koszyku pod drzwiami domu przodków, niegdyś okazałego, obecnie zaś podupadłego i nawiedzonego przez duchy. Osamotniony i zgorzkniały dziadek Thomas ofiarowuje wnukowi miłość i fascynujące opowieści o rodzinie Mannów. Historie o przodkach i własne doświadczenia wyjaśniają Billy'emu znaczenie odwagi i tchórzostwa, życia i śmierci, a także wagę i piękno rodzinnej przeszłości, kształtującej ludzki los.

"Malowany ptak" Jerzy Kosiński - również tę książkę wybrałam do wyzwania.

Opis: Odmienny wygląd małego chłopca, który w pierwszych tygodniach drugiej wojny światowej trafia do zapadłej wioski na rubieżach, ściąga na niego prześladowania prymitywnych, zabobonnych chłopów. Bity i poniewierany, tuła się po okolicznych lasach i wsiach, będąc świadkiem wciąż nowych okrucieństw i zwyrodnień. W końcu zło, z którym się styka, staje się także jego udziałem...

"Obfite piersi, pełne biodra" Mo Yan - już od jakiegoś czasu miałam ochotę przeczytać tę powieść i oto wreszcie nadarzyła się okazja. To jest jedna z tych książek, które ściągam z bibliotecznej półki bez namysłu :) Biorę i już!

Opis: Obfitymi piersiami i pełnymi biodrami natura obdarza kobiety z rodziny Shangguan, mieszkającej w małej chińskiej wiosce, w prowincji Shandong. Od obfitych piersi i matczynego mleka uzależniony jest narrator powieści, długo wyczekiwany syn, brat ośmiu starszych sióstr. Losy rodziny ukazane są na tle wydarzeń historycznych, począwszy od Powstania Bokserów w 1900 roku, poprzez upadek dynastii Qing, inwazję japońską, walki Kuomintangu z komunistami, „rewolucję kulturalną", aż do reform gospodarczych. Na prowincji życie toczy się jednak obok wielkich przemian, rządzą tam najprostsze instynkty, a podstawową wartością jest przetrwanie. W powieści "Obfite piersi, pełne biodra" wszystko jest trochę oderwane od rzeczywistości, pełne makabrycznych zdarzeń i wynaturzonych postaci, ocierające się o magię - a jednocześnie opisane prostym, niezwykle obrazowym językiem, przesycone ironią i czarnym humorem. Zręczność stylistyczna i wybujała fantazja Mo Yana powodują, że lektura wciąga na długo - jest to jedna z tych książek, które czyta się zachłannie, mimo że ogłuszają, wyprowadzają z równowagi.  

"Róża z Wolskich" Małgorzata Gutowska-Adamczyk - tek książki również nie muszę chyba nikomu przedstawiać :)

"Miasto ślepców" Jose Saramago - ta powieść zaprząta mi myśli, od kiedy pierwszy raz o niej przeczytałam.  

Opis: Pewnego dnia na nienazwane miasto w nienazwanym kraju spada epidemia białej ślepoty. Bez ostrzeżenia dotyka ludzi zajętych zwykłymi, codziennymi sprawami, nie oszczędzając nikogo - starców, dzieci, kobiet, mężczyzn, osób prawych i z prawością mających niewiele wspólnego, słabych i silnych. Władze w pośpiechu zamykają pierwszą grupę w nieczynnym szpitalu psychiatrycznym. Z dnia na dzień ta zamknięta społeczność zaczyna się rządzić własnymi, twardymi prawami, które szybko wyznaczają role ofiar i oprawców, poddanych i panów. I tylko jedna osoba wie, że nie wszyscy są ślepi. Ta powieść jest wstrząsającym i głęboko przenikającym czytelnika studium kondycji ludzkiej.

Czytaliście coś z prezentowanego stosiku? Polecacie, odradzacie?


Opisy pochodzą z okładek książek i portalu lubimyczytac.pl

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Co z tym przecinkiem?

No właśnie, co z tym przecinkiem?! Co z tą interpunkcją? Długo o niej tu nie było...

Czy jest jeszcze ktoś, kto ma ochotę spotkać z interpunkcyjnym wiel-błądem? Czy jest tu ktoś, kto za nim tęsknił? ;)


Zapraszam wszystkich chętnych do rozruszania szarych komórek :) Oczywiście reguły pozostają niezmienne i wstawiamy przecinki tam, gdzie powinny się znaleźć. Zaczynamy!
  1. Petroniusz obudził się zaledwie koło południa i jak zwykle zmęczony bardzo.
  2. Spocznij że tak powiem i posłuchaj rady starszego brata.
  3. Rozumiem twoje intencje ale prawdę powiedziawszy to ty popełniłeś błąd.
  4. Szkoły podstawowe gimnazja licea szkoły zawodowe krótko mówiąc całe szkolnictwo wymaga dofinansowania.
  5. I oto nagle pojawiła się dziewczyna rzekłbyś bogini w ludzkiej skórze.
  6. Szczęścia szuka się na jawie znajduje się na ogół we śnie i to raczej rzadko. 
Powodzenia!!! :)

czwartek, 10 stycznia 2013

"Poletko Pana Boga" Erskine Caldwell





Autor: Erskine Caldwell
Tytuł: Poletko Pana Boga
Wydawnictwo: Czytelnik, 1967
Ilość stron: 286


Niełatwo jest znaleźć w internecie jakiekolwiek informacje na temat tego utworu. Zdaje się, że w naszym blogowym świecie istnieje tylko jedna jego recenzja. Choć mogę się mylić, to jednak nie zmienia to faktu, że "Poletko Pana Boga" nie należy do tego rodzaju książek, które chętnie czytamy. A szkoda, bo to ciekawa i bardzo wciągająca lektura.

Tay Tay Walden od piętnastu lat cierpi na pewną nietypową przypadłość. Jego organizm trawi bardzo silna gorączka, która to każe mu codziennie kopać na terenie swojej posiadłości doły. Jest ich coraz więcej i więcej, zaczynają być nawet coraz głębsze. Ziemia przeznaczona pod uprawę bawełny z roku na rok się kurczy, dlatego też rodzinie Waldenów zaczyna brakować środków do życia. Lecz gorączka nie ustępuje, ponieważ Tay Taya Waldena opanowała gorączka złota. I choć nigdy nie znalazł nawet okruszka tego drogocennego kruszcu, wciąż nie traci nadziei. Nic nie jest w stanie złamać jego uporu, nawet to, że jego rodzina zaczyna wątpić w powodzenie tych poszukiwań i się od niego odwraca. 
"Willu, jak człowieka złapie gorączka złota, to choćby pękł, nie może myśleć o niczym innym (...). Nie mogę teraz przerwać i brać się do czego innego. Ta gorączka przeżarła mnie całego na wylot".
Oprócz wielu dołów i fragmentu ziemi przeznaczonej pod uprawę bawełny, farma Waldenów ma coś jeszcze - poletko należące do Pana Boga. Każdego roku zbiory z tego kawałka ziemi Tay Tay obiecywał przeznaczyć na kościół. Nieważne, że to, co najczęściej rośnie na poletku, to tylko mlecze i łopuchy. Można to przecież wytłumaczyć brakiem czasu, by zasiać bawełnę, ale Tay Tay jest niezmiernie dumny, bo choć niewiele ma, to dzieli się tym z Panem Bogiem. "Panaboskie poletko" ma jeszcze jedną ciekawą, niemal magiczną właściwość - otóż nawet kilka razy dziennie zmienia swoje miejsce. Raz jest pod domem, za chwilę może być pod lasem, a nawet może być pod stopami przemieszczającej się osoby. Ale nigdy przenigdy nie może być tam, gdzie szuka się złota. Na czas wykopów poletko musi być przeniesione na inne terytorium, bo jeszcze nie daj Boże znalazłoby się tam złoto i wszystko trzeba by było oddać pastorowi, a on przecież "i tak ma, co mu potrzeba". Gdzie znajduje się owe poletko, często sam tylko gospodarz wie, bo tylko on o tym decyduje. Splot pewnych wydarzeń sprawia jednak, że to właśnie na tym niewielkim skrawku ziemi wydarzy się tragedia... 

"Poletko Pana Boga" jest powieścią o ludzkiej niezdrowej obsesji i niemal zwierzęcych namiętnościach. Bohaterowie nie boją się mówić o swoich pragnieniach. Kiedy mężczyzna pożąda kobietę, musi ją mieć, nie bacząc na wszelkiego rodzaju konsekwencje. Nie obchodzi go to, że rani swoją żonę, mówiąc jej wprost, że pragnie posiąść jej piękną szwagierkę. Tay Tay z kolei chwali się wszystkim dookoła, jaką to ma śliczną synową. Mówi o jej apetycznych krągłościach i nie kryje się z tym, że lubi ją podglądać, gdy się przebiera. Problem w tym, czy można to nazwać odwagą czy głupotą. 

Erskine Caldwell stworzył niebanalną powieść o głębszej niżby się wydawało treści, jednak jej interpretacja nie powinna sprawić czytelnikowi problemu. Polecam każdemu, kto ma ochotę poczytać o tym, dokąd gorączkowa obsesja i buzujące emocje mogą doprowadzić człowieka.

Moja ocena: 5/6      

wtorek, 8 stycznia 2013

"Książę przypływów" Pat Conroy





Autor: Pat Conroy
Tytuł: Książę przypływów
Wydawnictwo: Amber, 1994
Ilość stron: tom I - 464, tom II - 416





Wybrałam tę książkę w bibliotece z myślą o grudniowym literowym wyzwaniu. Cóż, nie wyrobiłam się z recenzją, choć lekturę mam już dawno za sobą. W tym sporym poślizgu większe znaczenie miał brak weny, niż brak słów, które mogłyby opisać powieść. "Książę przypływów" w moim odczuciu nie jest arcydziełem, ale pozostawia po sobie trwały ślad, nie pozwala o sobie zapomnieć i to właśnie stanowi o jej wartości. Minęło sporo dni, a ja wciąż czuję się tak, jakbym dopiero co przeczytała ostatnie zdanie...

Savannah Wingo - znana nowojorska poetka po raz kolejny próbuje odebrać sobie życie. Co skłoniło ją do podjęcia tak dramatycznej decyzji? Psychiatra zajmujący się jej przypadkiem, doktor Susan Lowenstein, próbuje znaleźć odpowiedź na to pytanie. Pomaga jej w tym brat Savannah, Tom - pochodzący z południa Stanów Zjednoczonych syn poławiacza krewetek. Opowiadając o dzieciństwie swojej siostry bliźniaczki, Tom dokonuje rozliczenia również ze swoją bolesną przeszłością. Jakby tego było mało, relacje między nim a Susan zaczynają wychodzić poza granice gabinetu lekarskiego. Czy ich wzajemna fascynacja przerodzi się w coś więcej? I czy oboje będą w stanie uratować Savannah?

Fabuła być może nie poraża swoim nowatorstwem, ale ma kilka naprawdę świetnych, zaskakujących momentów. Nie do końca jestem przekonana, czy polubiłam głównego bohatera. Jest w nim coś, co sprawia, że miałam ochotę dosłownie wyciągnąć go z powieści i powiedzieć mu prosto w twarz "co ty chłopie wygadujesz?". Miałam wrażenie, że opowiadając historię swojego życia, chce na siłę znaleźć usprawiedliwienie dla tego kim jest, zrzucić winę na kogoś innego. Jakby zupełnie nie miał wpływu na to, co ma myśleć i robić, jakby był marionetką w ludzkich rękach. Nie przemawiają do mnie jego wyjaśnienia. Szczególnie wtedy, gdy mocno podkreślał zły wpływ matki na kształtowanie jego charakteru. Nie mówię, że była zupełnie bez winy, lecz tak naprawdę nie była taką wiedźmą, na jaką usilnie chce ją wykreować Tom. Mało tego, wiele razy miałam ochotę trzymać jej stronę, choć zdaje się, że nie powinnam...

To, co sprawiło, że lektura tej książki była dla mnie niezwykłą przyjemnością, to jej język. Piękny i bardzo plastyczny, przepełniony poetyckimi metaforami. To w nim znajdziemy odzwierciedlenie miłości autora do amerykańskiego Południa. Pat Conroy w powieści "Książę przypływów" maluje słowem. I możecie mi wierzyć, że jest on jednym z najzdolniejszych "malarzy". 

Oprócz pięknych opisów pejzaży, znajdziemy w książce coś, co można nazwać dziełem w dziele. Chodzi tu o tekst z książeczki dla dzieci pt. "W południowym stylu" autorstwa niejakiej Renaty Halpern (oczywiście fikcyjnej postaci). Opowiadanie zostało stworzone na potrzeby utworu "Książę przypływów". Podobną sytuację mamy w "Milczącym zamku" Kate Morton, w którym znajdziemy prolog powieści (także dla dzieci) pt. "Prawdziwa historia Człowieka z Błota". Zarówno w jednym, jak i drugim przypadku to było to, co wywarło na mnie największe wrażenie. Uważam, że wpisanie przez autorów w swoje powieści tych krótkich, lecz fascynujących tekstów, było genialnym posunięciem. Nadają one utworom niezwykłego blasku. 

"Książę przypływów" dostarcza nam nie tylko zmysłowo-plastycznych doznań. Zadaje pytania, zachęca do przemyśleń, porusza i wzrusza. Książka ta powinna spodobać się tym, którzy lubią romantyczne historie i świetny język. Tych, którzy szukają w książkach pogłębionej analizy psychologicznej i trudnych, bardzo skomplikowanych relacji rodzinnych, także zachęcam do lektury.

Moja ocena: 4/6


"Moje miejsce na ziemi jest moją raną. Jest też portem, z którego nigdy nie podniosłem kotwicy, moją przystanią".