poniedziałek, 30 września 2013

"Z literą w tle" - podsumowanie września i nowa literka na październik

"Gdy październik ciepło trzyma, zwykle mroźna bywa zima"

Przybywam do Was z podsumowaniem nieco spóźniona z dwóch powodów. Po pierwsze, moja popołudniowa drzemka nieco się przedłużyła, oczywiście bez mojego pozwolenia! Tak jakoś wyszło... :) Po drugie, mój sprzęt odmawia mi dziś odpowiedniej współpracy i nie robi tego, czego od niego wymagam. Przykładowo nie chce mi zaktualizować wyników w tabelce po prawej stronie, dlatego mogą być one nieco mylące. Grr...
Ale w tym poście wszystko jest tak, jak powinno, więc przedstawię Wam wyniki wrześniowego wyzwania z literą N.

Ostateczna lista uczestników i ich osiągnięcia przedstawiają się tak:

Nutinka - 10 
Gosia B - 2 
Kasia Roszczenko - 2 
Magda - 2
natanna - 2 
Wiki - 2 
Aneczka - 1 
anek7 - 1
Betka - 1 
ejotek - 1 
FC Zuzia - 1 
Kinga - 1 
la_pinguin - 1 
madziusia - 1 
Mariola S. - 1 

Listę lektur naszych uczestników możemy obejrzeć TUTAJ 

Liczba osób, która ukończyła wyzwanie z przeczytaną co najmniej jedną książką - 22
Łączna liczba książek przeczytanych przez uczestników - 45
Spośród wszystkich autorów najchętniej sięgaliście w tym miesiącu po książki Marii Nurowskiej.

W tym miesiącu nie mam dla Was zaskakujących wiadomości, jeśli chodzi o wygraną. Królowa Nutinka wciąż pozostaje Królową bez dwóch zdań! Wynik mówi sam za siebie :) Jeśli chodzi o drugie miejsce, to... hmm... no... do mnie ono należy :) Przyszalałam trochę. Ciekawa jestem, czy kiedykolwiek uda mi się jeszcze powtórzyć ten sukces :) Trzecie miejsce na podium zajmuje Książkowe zauroczenie. Brawa się należą! :)  
Pozostałym uczestnikom również gratuluję wyników!

A teraz to, na co już pewnie czekacie, czyli nowa literka! A właściwie literki, bo w październiku rządzić będą:

"Z,Ź,Ż"

W pierwotnej wersji miało być tylko "Z", ale postanowiłam nie rozdzielać jej ze swoimi "siostrami", czyli "Ź" i "Ż". Mam nadzieję, że Wam to odpowiada.
Tradycyjnie zapytam - macie już jakieś swoje typy?

Życzę Wam owocnych poszukiwań i czekam na zgłoszenia :)

P.S. Jeśli ktoś ma jeszcze jakieś linki do recenzji, proszę przesyłać, ponieważ listę mogę bez problemu uzupełnić. Przypominam też, że do końca dnia można zgłosić przeczytane książki w ramach wrześniowego wyzwania mimo tego, że nie wyrobiliście się z napisaniem recenzji. Kiedy recenzja zostanie napisana, proszę o przesłanie linku, a wtedy lista zostanie uzupełniona. 

Jak co miesiąc proszę o podmianę linku pod banerkiem, bo jak zwykle założona została nowa zakładka do wyzwania.
http://prywatnyteren.blogspot.com/p/blog-page_1341.html


niedziela, 29 września 2013

2 x Nesbo + Nurowska




Autor: Jo Nesbo
Tytuł: Człowiek nietoperz
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 344


Nie przepadam zbytnio za czytaniem serii od środka lub od końca, dlatego też postarałam się bardzo, by moja znajomość z norweskim policjantem Harrym Hole rozpoczęła się tak, jak się należy, czyli od początku. Spodziewając się (jak przystało na skandynawski kryminał) skandynawskich klimatów, ku niemałemu zaskoczeniu, przeniesiona jednak zostałam wraz z bohaterem w kompletnie inne rejony świata mianowicie do Australii. Tam główny bohater miał rozwiązać zagadkę związaną ze śmiercią swojej rodaczki, Inger Holter.

Zmianę klimatu uważam za całkiem udane wyjście poza pewien schemat. Nieco egzotyki wniósł w ten kryminał również fakt, że w znalezieniu mordercy pomagał Harry'emu nie kto inny, jak rdzenny mieszkaniec Australii - Aborygen Andrew Kensington. To właśnie on stanie się kimś w rodzaju przewodnika po kontynencie nie tylko w sensie geograficznym, ale przede wszystkim kulturowym, historycznym oraz politycznym. Fabułę wzbogacają również wplecione w nią legendy, które wcale nie są bez znaczenia.

"Człowiek nietoperz" posiada w zasadzie wszystko to, co powinien mieć dobry kryminał. Jest napięcie, są zwroty akcji, jest ciekawy pomysł na intrygę kryminalną, gdzie rozwiązanie nie jest takie oczywiste (przynajmniej dla mnie ono nie było), no i jest Harry Hole - żaden tam superbohater, choć... zastanawia mnie fakt jego błyskawicznej niemal regeneracji po każdorazowym spuszczonym mu porządnym łomocie. Ale nie wnikam, w sumie bohater na wiecznej rekonwalescencji, to żaden bohater. I tego się trzymajmy. Co do akcji - na początku troszkę się ona wlecze, co może niektórym przeszkadzać, ale potem nabiera tempa i jest już w porządku.

Przyznam się, że zabierając się za pierwszą część cyklu, spodziewałam się wielkiego WOW, a dostałam trochę mniejsze wow. Może dlatego, że miałam wobec niej zbyt mocno wygórowane oczekiwania. "Człowiek nietoperz" na tyle mi się jednak podobał, że zaostrzył mój apetyt na drugą część cyklu, a może nawet na więcej...

Moja ocena: 4,5/6           




Autor: Jo Nesbo
Tytuł: Karaluchy
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 320


Tym razem udajemy się wraz z Harrym do Bangkoku, stolicy Tajlandii. To miasto-raj dla ludzi, mogących realizować na co dzień głęboko skrywane, nierzadko perwersyjne potrzeby seksualne, nawet te, w którym biorą udział dzieci. Jest to miejsce duszne, zakurzone, dręczone nieznośnymi upałami i nieustannym hałasem, gdzie kierowcy nierzadko sami, w zależności od sytuacji, ustalają prawa dotyczące ruchu drogowego.  

Harry Hole musi odnaleźć się w tych, delikatnie mówiąc, niesprzyjających warunkach. Pokonanie bariery kulturowej jak i też językowej, a przede wszystkim pokonanie swoich własnych słabości przysparza mu dodatkowych problemów. Harry jest bowiem alkoholikiem. Walka z samym sobą nie jest dla niego łatwa, ale musi przecież skupić się na stojącym przed nim zadaniu. Otóż w jednym z tajlandzkich domów publicznych znaleziono ciało zamordowanego norweskiego ambasadora. Sprawa jest na tyle poważna, że jej ujawnienie może grozić skandalem na międzynarodową skalę. Hole szybko odkrywa, że chodzi tu o coś więcej niż tylko o morderstwo. O co? No cóż, po tę wiedzę odsyłam oczywiście do lektury "Karaluchów".

Niespodzianek nie było. I tym razem było wszystko, co potrzeba, by czas spędzony z kryminałem Nesbo nie uważać za stracony. Autor kolejny raz tak mnie zakręcił, tak zamotał, że moje wszelkie domysły dotyczące sprawcy morderstwa były w zupełności chybione. Po przeczytaniu obu tomów cyklu, muszę stwierdzić, że czuję pewien niedosyt. Mam wrażenie, że w Jo Nesbo tkwi potencjał, który nie został tu jeszcze do końca wykorzystany. Jako że apetyt rośnie w miarę jedzenia, z nadzieją na rozwinięcie skrzydeł przez autora zabieram się zatem za tom trzeci.   

Moja ocena: 5/6 



Autor: Maria Nurowska
Tytuł: Imię twoje...
Wydawnictwo: W.A.B., 2010
Ilość stron: 258

Jest to pierwsza część tzw. trylogii ukraińskiej, do której jeszcze należą dwa tytuły - "Powrót do Lwowa" i "Dwie miłości". 
Kiedy mąż Elizabeth Connery, Jeff, podczas wyprawy naukowej na Ukrainę znika w tajemniczych okolicznościach, ta postanawia za wszelką cenę go odszukać. Udaje się więc w podróż do Lwowa. Determinacja jaką się wykazuje podczas poszukiwań i podejmowane przez nią bardzo ryzykowne decyzje zagrażają nie tylko jej bezpieczeństwu, ale nawet i życiu. Na szczęście jest przy niej ktoś, kto pomaga jej w trudnych chwilach. Elizabeth wykazuje się niezwykłą wręcz odwagą w dążeniu do celu. Kiedy się wydaje, że coś jest niemożliwe, ona tego niemożliwego dokonuje. Niezłomność charakteru to jedno, ale jak się okazuje niemałym atutem w pokonywaniu barier pozornie nie do przekroczenia są dolary w jej kieszeni, którymi można praktycznie przekupić każdego. Mimo to zagadka zaginięcia Jeffa będzie niezwykle trudna do rozwiązania. I tu następuje pytanie: co stało się z Jeffem i czy jest w ogóle jakaś szansa, że się odnajdzie?
Wyprawa na Ukrainę uświadamia Elizabeth jak wiele tzw. prawd w jej życiu jest tak naprawdę ułudą. Jako historyk sztuki "prawdy szukała w płótnach mistrzów, tamte namalowane oczy patrzyły na nią i tamte usta do niej przemawiały, podczas gdy żywi ludzie stawali się coraz bardziej niemi, aż w końcu przestała słyszeć ich głos...". Przyszło jej do głowy, że razem z Jeffem wymyślili sobie tylko swoje życie. Czy w takiej sytuacji można więc ich relacje nazwać miłością? I jeszcze jedna sprawa. Elizabeth świadomie nie zdecydowała się na macierzyństwo z tego powodu, że z dzieciństwa nie wyniosła dobrych wzorców. Przebywanie z rodzicami pod jednym dachem wcale nie oznaczało, że była z nimi blisko. Myślała, że dystans uczuciowy jaki między nimi istniał, przeniesie na swoje własne dziecko, dlatego też nigdy nie podjęła się tej ważnej roli - bycia matką. Los jednak postawił na jej drodze istotę, która może to zmienić. Ale czy jej się to uda?

"Imię twoje..." to kolejna powieść Nurowskiej, która mnie nie rozczarowała, choć przyznaję, że troszkę mniej mi się podobała niż dwie poprzednie ("Hiszpańskie oczy" i "Listy miłości"), może dlatego, że dotyka ona nieco innej tematyki. Ale to absolutnie nie jest żaden minus i już nie mogę się doczekać, kiedy będę miała okazję zapoznać się z pozostałymi częściami trylogii. 

Moja ocena: 5/6

    
Wyzwania: Czytamy serie wydawnicze, W prezencie, Z literą w tle


Przepraszam, że tak zawalam Was tymi opinio-recenzjami po kilka naraz w jednym poście. No ale jak się ma tak długi słabszy czas, to potem chce się szybko nadrobić zaległości, więc mam nadzieję, że mi to wybaczycie :) 

Życzę miłego niedzielnego wypoczynku!

piątek, 27 września 2013

N jak Nurowska

Cóż, jak się nie odzywam, to się nie odzywam, ale jak już się odezwę to macie od razu dwie recenzje :) Chociaż w planach miałam trzy, no ale już nie przesadzajmy ;)





Autor: Maria Nurowska
Tytuł: Hiszpańskie oczy
Wydawnictwo: WAB, 2013
Ilość stron: 336



Przeszłość... Choćby się chciało uciec przed nią na koniec świata, tylko całkowita amnezja może nas od niej uwolnić. Powraca jak zły omen, burzy delikatną strukturę pozornie poukładanego życia. Przeszłość jest częścią nas samych, jest kreatorem naszych osobowości. Jeśli była dla nas łaskawa, nie obdarzyła nas poważniejszymi zawirowaniami, bolesnymi doświadczeniami, goryczą porażki, możemy uznać się za szczęśliwców. Co zrobić, gdy jest inaczej? Nie można tak po prostu wyrwać z siebie kawałka duszy. Byłoby wspaniale, gdybyśmy mogli w swojej pamięci zainstalować przycisk "delete" i używać go do woli, kasując te partie naszej przeszłości, o których pamiętać nie chcemy. Cóż nam więc pozostaje? Pogodzenie się z nią, oswojenie się ze złem, którego doświadczyliśmy. Głaskanie po głowach własnych demonów, które lubią komplikować nam życie. To jednak nie bywa takie proste. Czasem nawet nie jesteśmy do końca świadomi tego, jak krzywdzący jest wpływ doświadczeń z przeszłości na funkcjonowanie w teraźniejszości zarówno nas samych, jak i tych, którzy są nam najbliżsi. Wtedy nieoceniona jest pomoc kogoś z zewnątrz, kogoś, kto otworzy nam oczy.

Anna i Ewa, matka i córka - to niezwykle skomplikowany duet dwóch kobiet, które nie potrafią w żaden sposób się porozumieć i które nie potrafią bez siebie żyć. Ich relacje opierają się na nieustannej emocjonalnej szamotaninie, która wydaje się nie mieć końca. Anna żyje w ciągłym strachu o życie Ewy. Nie jest w stanie pomóc córce, która świadomie dąży do wyniszczenia swojego ciała. Zaburzenia odżywiania i uzależnienie od leków ma źródło nie tylko w chęci uzyskania idealnego ciała. Problem jest znacznie głębszy i należy go szukać... w Annie, a dokładniej w jej przeszłości. Lata wojenne, na które przypadają lata jej wczesnej młodości, pozostawiają po sobie głębokie rany. Najgłębszą jest ta, którą zadano jej siłą. W wyniku brutalnego gwałtu Anna zachodzi w ciążę. Rodzi się Ewa - niechciane dziecko, "żywa pamiątka" po bolesnym, bezgranicznym upokorzeniu. W tej sytuacji Anna nie jest w stanie wykrzesać z siebie choćby odrobiny matczynych uczuć, co stanie się bezpośrednią przyczyną skomplikowanych relacji z córką. Obie nawzajem obwiniają się o swoje nieudane życie. 

"Hiszpańskie oczy" to mój debiut, jeśli chodzi o powieści Nurowskiej. I to bardzo udany. Książka ta nie pozostawiła mnie obojętną, a to mnie absolutnie satysfakcjonuje jako czytelnika. Weszła ona gdzieś głęboko w moją duszę, przygniotła swym ładunkiem emocjonalnym. I mam nadzieję, że to będzie odpowiednią rekomendacją.
"Przez dziewiętnaście lat coś mi nie pozwalało uznać własnego macierzyństwa. To nieprawda, że nie byłam zdolna do miłości. To fakty ją niszczyły, fakty, których nie byłam zdolna wymazać z pamięci".                
Moja ocena: 6/6





Autor: Maria Nurowska
Tytuł: Listy miłości
Wydawnictwo: WAB, 2010
Ilość stron: 264


Wyobraźcie sobie, że z dnia na dzień zostajecie pozbawieni własnej tożsamości. Zgadzacie się na to, bo za tym kryje się wasze ocalenie. Dostajecie dokumenty zupełnie innej osoby, ucząc się na pamięć nowej daty urodzin czy imion "swoich" rodziców. Obdarci (może już na zawsze?) ze swojego imienia i nazwiska, odgrywacie rolę życia. Czy to jednak sprawi, że w lustrze zobaczycie innego człowieka? Jak długo można żyć w kłamstwie i obawie, że zostanie się zdemaskowanym?

Elżbieta Elsner to nastoletnia Żydówka przebywająca w warszawskim getcie razem ze swym ojcem. Z czasem brak pieniędzy, jedzenia, a więc i przejmujący głód zmusza ją do podjęcia radykalnych kroków - z pomocą pewnej kobiety znajduje pracę jako prostytutka. Jako że jest piękną kobietą, klientów jej nie brakuje, nawet wśród esesmanów. Jeden z nich zaczyna coraz bardziej interesować się Elżbietą. 

Krystyna Chylińska to dla wielu osób, w tym dla tych najbliższych, kobieta znikąd, o bardzo mglistej przeszłości. Ale nikt o nic nie pyta. Wystarczy, że pojawiła się w odpowiednim momencie. Przypadkowo pukając do drzwi mieszkania państwa Korzeckich, nie wiedziała jeszcze o tym, że wkrótce stanie się częścią tej rodziny. Będzie żoną doktora i matką dla jego dziecka.

Co łączy obie kobiety? Można by rzec - jedno ciało. Pewna sytuacja sprawia, że Elżbieta otrzymuje kenkartę na nazwisko Krystyna Chylińska. Los podarował jej nowe życie, ale przy okazji dał też ogromny bagaż złożony z kłamstw i lęku o to, by prawda nie wyszła na jaw. Po wojnie mogło się to wszystko zmienić, lecz dla miłości Elżbieta postanowiła pozostać Krystyną, bowiem okazało się, że mężczyzna, którego kochała i bez którego nie potrafiła żyć, był zagorzałym antysemitą. Nie chciała również stracić chłopca, któremu zastępowała matkę, a bez którego również nie wyobrażała sobie życia. Przeszłość nie daje jednak o sobie zapomnieć i wreszcie pojawia się ktoś, kto może zburzyć pozornie poukładane życie Krystyny. 

Podwójna tożsamość niesie ze sobą ogromny ciężar emocjonalny. Bohaterka nie do końca jest w stanie pogodzić te dwie osoby w jednym ciele. Zaczyna wątpić w to, kim jest naprawdę. Kryzys tożsamości, poczucie wewnętrznego rozdarcia sprawia, że coraz częściej kieruje się w życiu instynktem niż zdrowym rozsądkiem. Przysparza jej to dodatkowych kłopotów i wyrzutów sumienia. Pisanie listów do męża daje jej chwilowe wytchnienie. Tylko w nich może być sobą, może wyjawić prawdę, ponieważ wie, że one nigdy nie trafią do adresata. Tam zrzuca ciężar wszystkich swoich tajemnic.
"Zasiadając do pisania, zastanawiałam się, czym są dla mnie te listy. Piszę je rzadko, a jednak stanowią pewną ciągłość. Po kolei opowiadam, co wspólnie przeżyliśmy, co ja przeżyłam. Myślę, że są one parawanem, za którym mogę rozebrać się do naga".
W "Listach miłości" Nurowska pokazała jak pięknie można pisać o miłości bez przesadnego sentymentalizmu. Jest to miłość mężczyzny, który nie jest pozbawiony wad, i kobiety, która zdaje się ma ich jeszcze więcej. Miłość ta zbudowana jest na bardzo chwiejnym fundamencie - na kłamstwie. Czy byle podmuch wystarczy, by wszystko runęło jak domek z kart? Przekonajcie się o tym sami, sięgając po tę powieść.

Moja ocena: 5,5/6

czwartek, 12 września 2013

Maryse Conde "Ja, Tituba, czarownica z Salem"

Zawiesiłam się... 

Stosy przeczytanych książek rosną, a mnie opanowało jakieś umysłowe lenistwo. Sama nie wiem dlaczego. Jakoś nie mogę doprowadzić się do ładu. Mogłabym tu jeszcze trochę pomarudzić, ale przecież nie o to mi chodzi :) Obiecałam sobie i Wam poprawę we wrześniu i zamierzam wywiązać się z tej obietnicy. 

Od czegoś trzeba zacząć, więc wspomnę tylko w paru słowach o książce, która od paru tygodni czeka choćby na wzmiankę o tym, że zaistniała w moim czytelniczym życiu.




Autor: Maryse Conde
Tytuł: Ja, Tituba, czarownica z Salem
Wydawnictwo: W.A.B., 2007
Ilość stron: 284

Tituba - urodzona na Barbadosie córka niewolnicy - jako dziecko jest świadkiem poniżenia i śmierci matki. Trafia pod opiekę staruszki Man Yayi, od której uczy się sztuki uzdrawiania i tajników magii. Wraz z mężem zostaje sprzedana i wywieziona do Ameryki. Tam, w małym purytańskim miasteczku Salem, pada ofiarą prześladowań rasowych i niesprawiedliwych oskarżeń, jej życie zawisa na włosku. Tituba broni się... Maryse Conde przywołuje autentyczną postać kobiety osądzonej podczas słynnych procesów czarownic w Salem. Ze strzępków relacji i faktów rekonstruuje jej losy, naświetla motywy działania, emocje. Opowiada barwnie o zbiorowej histerii i "polowaniach na czarownice" - których przykłady można znaleźć w każdej epoce. 

Minął już miesiąc od czasu, gdy przeczytałam ostatnie zdanie z tej książki. W związku z tym emocje po lekturze już dawno się ulotniły, jednak obraz miasteczka Salem wyłaniający się z kart tego utworu wciąż mam żywy i bardzo wyraźny. Historia Tituby pełna cierpienia, upokorzenia z pewnością wpływa na bardzo emocjonalny odbiór powieści przez czytelnika. To, co jednak najbardziej przyciągnęło moją uwagę, to mechanizmy rządzące społecznością miasteczka Salem. Czy to tylko strach przed tym, co niewytłumaczalne, przed tym, co nie mieści się w ramach pojęcia "normalności" doprowadziło do zbiorowej histerii? A może coś się za tym jeszcze kryje? Społeczność, w której grabiono, oszukiwano i kradziono, zasłaniając się imieniem Bożym łatwo o wrogów, których trzeba było się jakoś pozbyć. Wystarczył tylko pretekst, by nakręcić spiralę szaleństwa. Ale spirala ta zaczyna się zacieśniać i wkrótce oskarżyciele stają się ofiarami. Do czego więc może doprowadzić chciwość, obłuda, nietolerancja i zabobonność? Powieść Maryse Conde ma charakter ponadczasowy, a w społeczeństwie od którego dzielą nas wieki, tak naprawdę możemy ujrzeć cząstkę samych siebie - ludzi żyjących we współczesnym świecie.

Tituba, jako jedna z oskarżonych, nie jest osobą, która łatwo się poddaje. Czuć w niej siłę, która pozwoliła jej przetrwać wiele sytuacji. Choć to niełatwe, próbuje zrozumieć logikę otaczającego ją świata. Przedstawienie Tituby z perspektywy osoby pokrzywdzonej, oskarżonej, "czarownicy z Salem", to nie jedyny zamiar autorki. Historia życia bohaterki nie ogranicza się przecież tylko do tego jednego epizodu. Jest w niej miejsce dla miłości i dla intrygującego świata, w którym odnajdziemy coś magicznego.
Polecam!

Moja ocena: 5/6  

Opinia bierze udział w wyzwaniach: W prezencie, Pod hasłem (sierpień), Czytamy serie wydawnicze...