poniedziałek, 30 maja 2016

"Alicja w krainie czasów" Ałbena Grabowska


Autor: Ałbena Grabowska
Cykl: Alicja w krainie czasów
Tytuł: Czas zaklęty, tom 1
Wydawnictwo: Zwierciadło
Rok wydania: 2016
Ilość stron: 336


 
Każda matka chce dla swojego dziecka tylko tego, co najlepsze. Bezdyskusyjnym i najważniejszym jej pragnieniem jest to, żeby było zawsze zdrowe i szczęśliwe, by mogło w pełni cieszyć się tym wspaniałym darem, jakim jest życie. Chce je chronić za wszelką cenę, nie bacząc na żadne przeciwności, a koncentrując się na życiu dziecka, nierzadko zapomina o swoim własnym, kładąc na szali również swoje marzenia. Wiele zdeterminowanych matek jest w stanie poruszyć niebo i ziemię, by dać swoim dzieciom to, czego same nie miały. Jedną z nich jest Natalia, która postanowiła sięgnąć jeszcze dalej i przekroczyć tym samym granice wszelkich ludzkich możliwości, bowiem nadziei na lepszą przyszłość dla swojej córki upatrywała nie w modlitwach do Boga, ale w magii i czarach.  

W 1880 roku przyszła na świat Alicja jako owoc romansu hrabiego Jana Księgopolskiego z służącą Natalią. W tym samym czasie hrabia oczekuje również narodzin innego dziecka, lecz w tym przypadku swojego prawowitego dziedzica. Niewykształcona i naiwna Natalia roi sobie w głowie, że to właśnie ona i jej dziecko są dla Jana najważniejsze. Ucieka się do czarów, wierzy, że pomogą jej one zająć miejsce hrabiny i umożliwią Alicji dorastanie u boku swego ojca. Pragnie również tego, by jej córka nie była tylko zwyczajną dziewczynką. Chce dla niej czegoś znacznie więcej, czegoś co sprawi, że będzie się wyróżniać na tle innych ludzi. Magia ma wybić Alicję ponad przeciętność. Igranie z przeznaczeniem często ma jednak bardzo poważne konsekwencje. Los z natury bywa nieprzewidywalny i nawet jeśli obiecuje złote góry, nie zawsze dotrzymuje słowa, a działanie w dobrej wierze koniec końców może przynieść więcej złego niż dobrego.

Dorastająca Alicja nie zdawała sobie zupełnie sprawy z sytuacji, w jakiej postawiła ją matka. Jej niemająca granic ciekawość świata nie ogarniała jeszcze tego, co ukryte pod powierzchnią. Pytała, szukała odpowiedzi, ale nie rozumiała ironicznych, pogardliwych słów ciotki, których była adresatką. Nie rozumiała chłodnego dystansu dzielącego ją od rodziców niczym głęboka przepaść. Z czasem coraz więcej dziwnych sytuacji, w których uczestniczyła, doprowadziły do wzajemnego uzupełniania się elementów układanki, aż w końcu ułożyły się w jedną całość i wreszcie mogła poznać odpowiedź na najważniejsze w jej życiu pytanie: kim właściwie jestem?

Ałbena Grabowska swoją powieścią w ciekawy i bardzo przekonujący sposób pokazała nam, jak bardzo różnorodne było życie w Polsce końca XIX w. Zaprowadziła nas za drzwi chaty należącej do nieco strasznej wiejskiej szeptuchy, pozwoliła nam też zajrzeć przez dziurkę od klucza do pokojów członków arystokratycznej rodziny, byśmy mogli zorientować się, co też się tam w środku dzieje. Wprowadziła nas również na warszawskie salony, w których to ówcześnie panowała moda na przeprowadzanie seansów spirytystycznych.  Na tle barwnego i nieco ekscentrycznego, choć niepozbawionego sztywnych zasad, świata dorosłych, zgoła inaczej przedstawia się życie małego dziecka. Stopień uczuć bogatych rodziców wobec swoich pociech wyznaczały drogie stroje i zabawki, a posłuszeństwo wobec rodziców i Boga było wymagane w najwyższym stopniu. Dzieci biedaków pomagały rodzicom od najmłodszych lat i właściwie miały ogromne szczęście, gdy mogły wkroczyć w dorosły wiek, unikając śmierci z powodu chorób lub głodu. Ich uczucia nie miały żadnego znaczenia. Często rodzice nie mieli pojęcia, że ich pociechy w ogóle je mają...  

Pierwszy tom trylogii "Alicja w krainie czasów" to doskonały wybór na zbliżające się wakacyjne wieczory, a nawet noce, kiedy to oderwanie się od tej książki okaże się niemożliwe do zrealizowania. Zaostrzy również smak na więcej, a w wielu czytelnikach wywoła wręcz wilczy apetyt.

Polecam bardzo gorąco!     

     

Moja ocena: 6/6

piątek, 27 maja 2016

"Ósme życie (dla Brilki)" Nino Haratischwili






Autor: Nino Haratischwili
Tytuł: Ósme życie (dla Brilki)
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2016
Ilość stron: 582



Gruzja to mały, ale piękny kraj. Tak twierdzi Nica Jaszi, bohaterka, a zarazem narratorka powieści "Ósme życie (dla Brilki)". I ja jej wierzę. Nigdy tam nie byłam, więc z prawdziwą przyjemnością udałam się w literacką wycieczkę po tym ciekawym i nieznanym kraju. Czy wróciłam z zachwytem w sercu i wypełnioną wspaniałymi wspomnieniami z podróży głową? O tym za chwilę.

Adresatem opowieści jest Brilka, najmłodsza przedstawicielka gruzińskiego rodu Jaszi. Nica, która jest jej ciotką, postanawia podzielić się z nią swą ogromną wiedzą na temat losów ich rodziny, a obejmują one cały XX wiek. Sami wiemy, jak bardzo to były niespokojne czasy. Życie bohaterów powieści nie było oderwane od rzeczywistości, nikt nie żył w bezpiecznym, ochronnym kokonie, więc co rusz byli wciągani w wir wydarzeń, które miały przejść do historii. Ich wybory, słuszne czy nie, mniej lub bardziej świadome, zawsze pociągały za sobą jakieś poważne konsekwencje, a cena za marzenia była dość wysoka. Można pokusić się o stwierdzenie, że w tamtym czasie marzenia były czymś kompletnie niemożliwym do zrealizowania, a poddawanie się im na dłuższą metę prowadziło tylko do frustracji i głębokich rozczarowań. W końcu nabrały one też innego, trochę niepokojącego znaczenia - były zasłoną tego, co tu i teraz, człowiek tracił orientację w tym, co powinno być najważniejsze. 

"Stazja po raz pierwszy zadawała sobie pytanie, czy życie, które toczyło się zwyczajnie, w ogóle ma sens i czy marzenia nie są po prostu przeszkodami, które odciągają od tego, co istotne" (s. 188).  

Talent nie wybiera czasu, ani miejsca, ma tylko jeden cel: zawładnąć człowiekiem. Jedną z bohaterek, Stazję, dotknęło właśnie to "nieszczęście". Została obdarzona talentem do tańca, któremu pragnęła poświęcić życie, jednak nie miała możliwości, by się kształcić w tym kierunku, rozwijać i tym samym osiągnąć swój cel. Musiała poddać się temu, co proponowała jej rzeczywistość, a to nie było łatwe do zaakceptowania. O ileż łatwiej by było, gdyby człowiek miał możliwość przeżyć życie kilka razy, żeby móc zrealizować wszystkie swoje wewnętrzne pragnienia...

Za Brilką stoją jej przodkowie ze swoimi doświadczeniami, ale to niepełny obraz. Oprócz tego, że zostali wrzuceni w historyczny kocioł, coś jeszcze przewija się w ich życiu. Zdawałoby się, że nie ma to większego znaczenia, ale jednak pozory mylą. Trudno się dopatrzyć w słodkiej pokusie, jaką jest czekolada, czegoś co ogrywa niebagatelną rolę, a jej działanie może być potężniejsze niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. A jednak. Pełny obraz całej rodziny tworzy mieszankę niezwykle interesującą, ich losy nie nudzą w żadnym momencie, natomiast bogate w informacje tło historyczne wspaniale dopełnia całości.

Nica, rozpoczynając swą opowieść, rozbudziła mój apetyt na... Gruzję. Stworzyła coś na kształt mini poradnika dla Brilki, jak należy zachowywać się wśród Gruzinów, co jest przez nich tolerowane, a co nie. Np.:

- "Nie bądź powodem żadnych nieprzyjemności - tak brzmi pierwsze przykazanie w tym kraju" (s. 21),

- "Ten kraj ubóstwia wspólnotę i nieufnie traktuje odludków" (s. 21),

- "Bądź radosna i pogodna, bo to cechy Gruzinów: w tym słonecznym kraju nie lubi się ponuraków" (s. 22).

I... to by było na tyle. Autorka rzuciła na zachętę parę faktów dotyczących gruzińskiej kultury, po czym niewiele z tego przeniosła na karty swojej powieści, skupiając się właściwie tylko na płaszczyźnie polityczno-historycznej. Zabrakło mi więc Gruzji w Gruzji. Mam nadzieję, że ten spory niedosyt zrekompensuje drugi tom, na który czekam już z ogromną niecierpliwością.  

Wracając do postawionego przeze mnie na początku pytania, odpowiem więc, że podróż była bardzo udana, czasem zachwycająca, czasem nieco rozczarowująca, ale ani trochę nie żałuję, że się w nią wybrałam. Wam też tę wycieczkę gorąco polecam!

Moja ocena: 5/6




sobota, 21 maja 2016

Top 5 - ulubione okładki


Uwielbiam ten moment, kiedy biorę do ręki książkę i mogę nie tylko nacieszyć się zawartością, ale także piękną okładką. 

Poniżej przedstawiam Wam najpiękniejsze do mnie okładki spośród tych książek, z którymi miałam  fizyczny kontakt. Mogłam więc je nie tylko oglądać, ale również dotykać, no i oczywiście mam do wszystkich dostęp w każdej chwili :) Szkoda tylko, że zdjęcia nie oddają w pełni ich piękna.

Zauważyłam pewną zależność. Bardzo podobają mi się okładki, na których są kobiety z długimi włosami, a najlepiej jak mają w te włosy wpięte kwiaty. Taki typ, jak to określa mój mąż, "nimfy bagiennej" :) 



1. Kate Morton "Dom nad jeziorem"




2. Eowyn Ivey "Dziecko śniegu"
 


3. Albert Wass "Czarownica z Funtinel"
 


4. Katarzyna Berenika Miszczuk "Szeptucha"



5. Philippa Gregory "Władczyni rzek"




Też lubicie "nimfy bagienne" na okładkach? ;)


czwartek, 19 maja 2016

"Córka cieni. Obce matki" Ewa Cielesz


O moich wrażeniach po lekturze pierwszego tomu z cyklu "Córka cieni" mogliście przeczytać w poprzednim poście - link.



Autor: Ewa Cielesz
Cykl: Córka cieni, tom 2
Tytuł: Obce matki
Wydawnictwo: Axis Mundi
Rok wydania: 2016
Ilość stron: 294



O ile poprzedni tom sagi, czyli "Siedem szmacianych dat", mocno zamieszał w moich emocjach, tak drugi tom wiązał się już raczej z uczuciową stabilizacją. Kontynuacja zazwyczaj ma to do siebie, że głównych bohaterów już bardzo dobrze się zna, więc tylko ich dalsze losy mogą w jakiś sposób fascynować. W tym wypadku przez mniej więcej połowę książki ujawniane są strzępki informacji o tym, co działo się z Julianą - dziewczynką z leśnej chaty. Dopiero później robi się znacznie ciekawiej.

Mija rok odkąd Adam znalazł w bieszczadzkiej leśnej głuszy pamiętnik Magdaleny. Zawładnął on nim tak, że nie był w stanie uwolnić się od tego, co w nim wyczytał i od losów ludzi, którzy pojawili się na jego kartach. Przeżywał wraz z Magdaleną i jej bliskimi każdy dzień, każdą minutę ich życia, lecz w najbardziej newralgicznym punkcie zapiski nagle się urwały, pozostawiając Adama w żalu i niepewności, wynikającej z nieznajomości dalszych losów mieszkańców leśnej chaty. 

"Magdalena urwała wspomnienia w połowie zdania i w tym miejscu, jak na rozstaju leśnych ścieżek, pozostawiła Adama" (str. 8).

Postanowił więc, że za wszelką cenę postara się odszukać Julianę, a swoją pomoc w tym zaoferowała mu dziewczyna o słodkim przezwisku Toffi, która również miała swoje powody, by ją odnaleźć. Nie mając nic poza pamiętnikiem Magdaleny w rękach, z zapałem podjęli się tego arcytrudnego zadania. Z nielicznych, bardzo szczątkowych informacji, przeważnie zdobytych dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, powoli wyłania się obraz powojennych losów Juliany. Nietrudno się oprzeć wrażeniu, że te szczęśliwe zbiegi okoliczności, niekoniecznie są nimi naprawdę. Jest w tej historii poszukiwań jakiś ledwie wyczuwalny element niesamowitości. Jakby ktoś się za tym wszystkim krył, ktoś zupełnie nieuchwytny.

Bardzo ważnym elementem w obu częściach jest świetnie nakreślone tło historyczne, ale to w "Obcych matkach" jest ono bardziej wyeksponowane. Wojna się skończyła, ludzie odczuli ulgę, lecz życie w powojennej Polsce nie miało w sobie nic z sielanki. Każdy radził sobie, jak mógł. Juliana też musiała, choć dla niej to zadanie było o wiele trudniejsze. Wychowana w zupełnym odosobnieniu, niewiele wiedziała o świecie. Na szczęście natura nie poskąpiła jej ani mądrości, ani też wyjątkowego sprytu, zaś jej matka zadbała o to, by umiała czytać i pisać. Miała również bardzo wyjątkowy dar. Juliana wyruszyła w świat z pewnym kapitałem umiejętności, ale czy one wystarczyły do tego, by przeżyć? I czy ludzie, których spotkała na swojej drodze, pomogli jej jakoś odnaleźć się w zupełnie nowej rzeczywistości?

"Obce matki" to powieść, która skupia się przede wszystkim na poszukiwaniu Juliany, ale także drogi do czyjegoś serca. Adam zakochał się w Toffi, ale jej uczucia nie są tak jednoznaczne. Dziewczyna sprawia wrażenie osoby, która właściwie sama nie wie czego chce. Odpycha i przyciąga. Zazwyczaj miła i sympatyczna, potrafi również być wyjątkowo nieprzyjemna. Adam czuje się w tym wszystkim zagubiony, ale mimo wszystko chce zawalczyć o jej miłość.    

W pierwszym tomie cyklu po prostu się zakochałam, w "Obce matki" z kolei zaangażowana była bardziej moja ciekawość niż emocje. Wpływ na to miał rodzaj poprowadzenia fabuły przez autorkę. Poszukiwanie zaginionej przed laty osoby i swego rodzaju śledztwo z tym związane, które w zasadzie przypominało szukanie igły w stogu siana, wzbudza właśnie bardziej ciekawość niż chęć głębokiego zaangażowania się w stany emocjonalne bohaterów.

Zachęcam Was gorąco do zapoznania się z serią "Córka cieni", bo z tak niebanalną postacią jak Juliana po prostu nie sposób się nudzić.  

Moja ocena: 5/6






Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję portalowi Sztukater.pl

http://sztukater.pl/


wtorek, 17 maja 2016

"Córka cieni. Siedem szmacianych dat" Ewa Cielesz




Autor: Ewa Cielesz
Cykl: Córka cieni, tom 1
Tytuł: Siedem szmacianych dat
Wydawnictwo: Axis Mundi
Rok wydania: 2016
Ilość stron: 292



Podobno czytanie nie boli. Kiedy jednak biorę do ręki takie książki jak ta, zaczynam się poważnie zastanawiać nad słusznością tego stwierdzenia. I nie dlatego, że była aż tak zła. Dlatego, że była aż tak dobra.

Młody student historii, Adam, wraz ze swoimi przyjaciółmi udaje się na wycieczkę w Bieszczady. Kiedy gubią się w lesie, bezskutecznie próbują znaleźć drogę powrotną, wtedy właśnie niespodziewanie natrafiają na dom. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że stoi on samotnie pośrodku puszczy. Kto w nim mieszka? I dlaczego ktoś postanowił go wybudować w tak niedostępnym miejscu? Wyglądało jednak na to, że ktokolwiek tu mieszkał, postanowił wyprowadzić się stąd dawno temu. Świadczyły o tym rozwieszone na ścianach pajęczyny i gruba warstwa kurzu pokrywająca bardzo stare meble. Niepokojące wrażenie zrobił na nich widok tego, co znaleźli na podłodze. Obok drewnianej skrzyni leżało siedem równiutko poukładanych szmacianych lalek. Na skrzyni zaś znajdował się pakunek owinięty szmatką, a na nim bukiet zasuszonych polnych kwiatów. 

Adama bardzo zaintrygował ten widok, a jeszcze bardziej sam pakunek, który wydawał się być otoczony jakąś szczególną czcią. Bukiecik kwiatów i poukładane z dziecięcą starannością lalki mogły świadczyć o tym, że kiedyś mieszkała tu mała dziewczynka. Natychmiast rodzą się więc w głowie pytania o to, co się z nią stało, czy jeszcze żyje, czy spotkała ją jakaś tragedia, i chyba najtrudniejsze do pojęcia: czy była tu sama? Ciekawość Adama zachęciła go do odkrycia tego, co zawierał tajemniczy pakunek. Był nim gruby zeszyt w twardej oprawie. Pamiętnik Magdaleny. 

Odkąd Adam zaczął czytać owy pamiętnik, trudno mu było oddzielić grubą kreską swoje życie od tego, które prowadziła Magdalena. Każda przerwa w lekturze dziennika wiązała się z problemem powrotu do realnego świata. To co tu i teraz, mieszało się z przeszłością, a postacie pojawiające się w zapiskach Magdaleny, jak i ona sama, obudziły w sercu Adama ogromne pokłady empatii. Kiedyś zainteresował się historią, pokochał ją, a teraz przeszłość miał dosłownie przed oczami. Miał w rękach swego rodzaju dokument, opis tragicznych wydarzeń sprzed wielu lat, które to położyły się cieniem na relacjach między Polską a Ukrainą. Miał również możliwość przebywania z bohaterami tamtych czasów, mógł się z nimi utożsamiać, być świadkiem ich wyjątkowego życia i zarazem przeżywać katusze swojej niemocy, bo w żaden sposób nie potrafił im pomóc. Niewiele w tym wypadku pomagała myśl, że to się przecież już wydarzyło, i to wiele lat temu.

"Historia pisana przez czyjeś życie pochłaniała go bez reszty, wtapiała się w jego własne" (140).   

Miłość też czasem zadaje ból, a ja się zakochałam... Zakochałam się w tej powieści. Jak to często w miłości bywa, obiekt uczuć nie zawsze jest idealny. "Siedem szmacianych dat" też ma swoje wady. Muszę przyznać, że poczułam lekki niedosyt, kiedy dwójka głównych bohaterów zaczyna się sobą interesować i darzyć szczególnym uczuciem. Miłość ta urosła do tak potężnych rozmiarów, że zakochani byli w stanie poświęcić wszystko, nawet swoją rodzinę i całe dotychczasowe życie. Magdalena, pochodząca z przedwojennego zamożnego domu, miała wszystko czego tylko zapragnęła, ale postanawia uciec gdzieś w Bieszczady z ubogim kelnerem. Zaszywają się głęboko w puszczy, by tam wieść przepełniony trudnościami żywot. A jednak coś sprawiło, że w tę miłość na początku musiałam bardziej uwierzyć niż poczuć naprawdę. Na szczęście malutki to mankament, kiedy weźmie się pod uwagę całokształt. 

Powieść Ewy Cielesz pochłonęła mnie w całości, tak samo jak Adama pochłonął pamiętnik Magdaleny. Niektóre fragmenty były tak wstrząsające, tak trudne w odbiorze, że aż... bolesne. Jakiś wewnętrzny niepokój, niepewność i w pewnym stopniu obawa o to, co się ma wydarzyć, towarzyszyła mi właściwie przez cały czas. Gdzieś za rogiem, a właściwie za każdym drzewem, czaiło się coś złego i niebezpiecznego. I niekoniecznie chodziło o dzikie zwierzę, zwłaszcza gdy ma się świadomość, że choć daleko, to jednak za tymi tysiącami drzew toczy się wojna. Prawdopodobieństwo, że ktoś w końcu zapuka do drzwi, znacznie wzrasta, i wtedy tylko jedna przerażająca myśl może pojawić się w głowie: swój czy wróg? 





niedziela, 15 maja 2016

"Bez słów" Mia Sheridan





Autor: Mia Sheridan
Tytuł: Bez słów
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2016
Ilość stron: 384



Każdy z nas ma jakąś przeszłość. Dla jednych wiązała się ona z możliwością wspaniałego rozwoju, dla innych była czasem, który narzucił wiele problemów i trudności, ale za każdym razem dawał również szansę, by jakoś się pozbierać i ruszyć naprzód. Są również tacy ludzie, którzy poza swoją przeszłością, nie mają nic. Archer Hale jest jednym z nich.  

To, co się wydarzyło, gdy miał zaledwie siedem lat, sprawiło, że jego tzw. normalne życie obróciło się w pył, a wydany krzyk, który zamarł na jego ustach, nigdy nie wybrzmi do samego do końca. W niewytłumaczalny sposób chwila ta sprawiła również, że zniknął on ze świadomości mieszkańców miasteczka, którzy próbowali zapomnieć o tragedii. Niby widoczny, a jednak niewidzialny, wtopiony w tło, z góry osądzony, odtrącony. Tak było wygodnie dla wszystkich, dla samego Archera również. Choć zarośnięty, zaniedbany, to wciąż jednak młody, przystojny mężczyzna, więc ktoś w końcu musiał się znaleźć, przez kogo zostanie dostrzeżony. Tym "odkrywcą" stała się Bree, która za nawarstwionymi przez lata pokładami niedostępności, starała się dostrzec kogoś więcej niż tylko miejscowego dziwaka. Tylko ona chciała usłyszeć jego niemy głos, by nadać mu znaczenie, a przede wszystkim sprawić, żeby sam Archer w jego znaczenie uwierzył.   

Czy powieść ta wzrusza? Jestem pewna, że każdy czytelnik znajdzie w niej coś, co go poruszy, co sprawi, że jeśli łzy same nie popłyną, to przynajmniej na chwilę wytrąci go z czytelniczego komfortu. Najpiękniejszą chwilą dla mnie z całej powieści był moment, kiedy bohaterowie zaczęli posługiwać się językiem migowym. Mam świadomość, że na świecie istnieje wielu ludzi, którzy tylko w ten sposób mogą porozumiewać się ze światem. Język migowy w moich oczach był jednak czymś, co wiązało się z pewną koniecznością, lecz dzięki powieści Mii Sheridan nabrał on zupełnie innego wymiaru.

"Zamrugałam i odparłam na migi: Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałabym używać twojego języka" (str. 95).   

To nie Archer musiał się starać wyjść poza ramy swoich możliwości, by znaleźć się w rzeczywistości, gdzie mniej lub bardziej ważne wypowiedziane słowa są podstawą międzyludzkich interakcji. Bree zrobiła coś wspaniałego. Zamiast dźwięku wybrała ciszę, zamiast ust wprawiła w ruch ręce, które potrafią powiedzieć wszystko. Tym samym stworzyła niezwykle intymną relację, dostępną tylko dla nich obojga. Gdyby nawet stali w sali wypełnionej po brzegi ludźmi, ich słów nikt nie usłyszy, nikt nie zrozumie. Mają swój własny język, tym piękniejszy, że jest on zarazem językiem miłości.

Mia Sheridan w swojej powieści porusza wiele istotnych kwestii. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście temat zakresu tolerancji wśród mieszkańców miasteczka na ludzkie ułomności. Dość szybko wysnuli wniosek, jak się okazało fałszywy, że Archer po wypadku stał się głuchoniemy, więc nie próbowali nawet nawiązywać z nim kontaktu, nie starali się zrozumieć jego katastrofalnej sytuacji. Przypięli mu odpowiednią łatkę i zajęli się swoim życiem. Bree, jako osoba przyjezdna, nie znając zupełnie Archera i jego przeszłości, miała możliwość przyjrzeć się mu z zupełnie innej perspektywy. To, co dostrzegła, bardzo odbiegało od wytworzonego stereotypu, postanowiła więc wydobyć na powierzchnię to, co do tej pory było zupełnie niedostrzegalne. Z pewnością otworzyła ludziom oczy na prawdę, ale czy poruszyła również ich sumienia?     

"Bez słów" to nieco przesłodzona, przesycona erotyzmem bajka dla dorosłych. Jako że jest to powieść New Adult, które rządzi się swoimi prawami, rozumiem to i akceptuję. Z pewnością powieść ta ma wszelkie możliwe predyspozycje, by uwieść wielu czytelników. Mnie uwiodła tym, że pozwoliła mi spojrzeć w zupełnie nieoczekiwany sposób na język migowy. Bardzo dziękuję za to autorce. Spragnione dotyku ukochanej osoby ciało, subtelny szept prosto do ucha i nieme słowa, które wyrażają tak wiele... Nie wyobrażam sobie nic bardziej intymnego.    


Moja ocena: 4,5/6 


środa, 11 maja 2016

"Szeptucha" Katarzyna Berenika Miszczuk

Recenzja nieco z przymrużeniem oka ;)

http://www.matras.pl/szeptucha,p,246907


Autor: Katarzyna Berenika Miszczuk
Tytuł: Szeptucha
Wydawnictwo: W.A.B., 2016
Ilość stron: 416



Mieszko I nawet nie wiedział, jak nam namieszał w historii. A mogło być zupełnie inaczej - zamiast Rzeczypospolitej Polskiej mamy Królestwo Polskie, zamiast profesjonalnej medycznej opieki, możemy liczyć na ziółka i podejrzane nalewki proponowane przez wiejskie szeptuchy. Kiedy krowa z jakiegoś powodu zaprotestuje i nie da mleka, powinniśmy zakopać odpowiedni kamień na rozstaju dróg, bo przecież weterynarz nie poprosi krasuli, by się opamiętała. Co innego bóg! Ten to ma moc, która potrafi zdziałać wszystko, wystarczy go tylko odpowiednio zachęcić do pomocy, a najlepiej przekupić. Możemy również poszczycić się tym, że jako jeden z ostatnich krajów Europy Wschodniej mamy króla, a samo Królestwo Polskie jest niczym kraina mlekiem i miodem płynąca - bieda nie istnieje, a bezrobocie można uznać za pojęcie abstrakcyjne. I wszystko to przez Mieszka I, który postanowił, że... nie przyjmie chrztu. 

Namieszał nam ten nasz monarcha bardzo. Ale to jeszcze nic w porównaniu z tym, że przechadzając się spokojnie kieleckim deptakiem, możemy natknąć się na jakiegoś boga, a wędrówka po lesie może przynieść nam niespodziewane spotkanie z rusałką, utopcem lub gorzej - z wąpierzem, który swymi ostrymi jak brzytwa zębiskami wpije się w nasze ciało, wysysając krew do ostatniej kropelki. Możemy zatem podziękować za tę wątpliwą przyjemność Mieszkowi I. 

Mamy XXI wiek, nowoczesność i postęp technologiczny zaczyna mieszać się ze słowiańskim dziedzictwem. Niejedna sprytna szeptucha stosująca pradawne metody leczenia ludzi, może zyskać znacznie więcej niż tylko uznanie i podziw miejscowej ludności. Każda wizyta ma przecież swój cennik, więc nic dziwnego, że naprzeciwko starej, rozpadającej się chałupy służącej do przyjmowania "pacjentów", wyrasta słusznych rozmiarów, dobrze wyposażona i zupełnie niesłowiańska willa. Niestety, zawsze tak było, jest i będzie, że pielęgnacja urody nie należy do najtańszych.

Gosława, czyli po prostu Gosia za żadne skarby świata nie zamierzała zostać szeptuchą. Jako osoba, która wszelkie ludowe legendy traktuje tylko jako bajeczkę dla dzieci, nie była dobrym materiałem na pełnienie tej funkcji. Nie wierzyła w istnienie bogów, demonów i innych dziwnych stworzeń. Nie lubiła przyrody, brudu, robaków, bakterii, a przede wszystkim kleszczy. Można pokusić się o stwierdzenie, że cała nabyta wiedza na studiach medycznych zasadniczo jej bardziej zaszkodziła niż pomogła. Kiedy poznajemy Gosię - hipochondryczkę, stoi ona właśnie przed największym wyzwaniem w jej życiu, bowiem jako przyszła lekarka musi odbyć roczny staż u szeptuchy mieszkającej w Bielinach, małej podkieleckiej wsi leżącej w Górach Świętokrzyskich. I jak możemy się domyślić, ani trochę nie jest z tego powodu szczęśliwa.

Nieco naiwna i nierozgarnięta bohaterka, wnosi do powieści wiele humoru, przez co "Szeptucha" nabiera pewnej lekkości. Wiele trudności sprawia zatem odłożenie książki na bok i zajęcie się codziennymi sprawami. Tematyka utworu jest niesamowicie interesująca, ma w sobie wiele magii. Powrót do naszych słowiańskich korzeni i zgrabne przeniesienie ich do współczesnego świata uważam za wyjątkowo udany zabieg. Katarzyna Berenika Miszczuk otworzyła przed nami drzwi do zupełnie innego świata, do alternatywnej rzeczywistości, która przyciąga niczym magnes. 

Przyznaję, że jestem mocno oczarowana (albo zaczarowana?) tą powieścią. Jako że sama pochodzę z małej podkieleckiej wsi (niemalże wychowywałam się w cieniu naszego starego dęba "Bartka"), dam się ponieść temu oczarowaniu (zaczarowaniu) i poszukam jakiegoś magicznego kamienia, wezmę łopatkę, pójdę na rozstaje dróg i poczekam do wieczora, by go zakopać. I tym sposobem podziękuję bogom, albo samemu Mieszkowi I, że jednak nie przyjął tego chrztu :) Inaczej nie byłoby tak bardzo słowiańsko, tak bardzo interesująco, tak wciągająco. I pomodlę się, by nie trzeba było za długo czekać na dalsze losy Gosi i jej fantastycznych (dosłownie!) przyjaciół ;) 


Moja ocena: 5,5/6   




poniedziałek, 9 maja 2016

Recenzyjne zauroczenia cz.3 i... stosik!


Recenzyjnych zauroczeń ciąg dalszy :) Tym razem jedno z takich zauroczeń zakończyło się wizytą w księgarni i zakupem, o czym przekonacie się, przeglądając mój malutki stosik poniżej :)


Gosia Zielono Mi: (…) wierzył, że łzy są dla żywych tym samym, czym kwiaty dla zmarłych: dowodem na daremność uczuć. (s. 131)

http://www.empik.com/klasniecie-jednej-dloni-flanagan-richard,p1118841860,ksiazka-p
Opis: Tasmania – rozległa, tajemnicza kraina. Pewnej nocy 1954 roku osadę Butlers Gorge omiatała śnieżyca, a czarne chmury przesłoniły gwiazdy. Maria Buloh bez słowa opuściła męża i trzyletnią córkę, by nigdy do nich nie wrócić. Rozpłynęła się bez śladu. Dlaczego i dokąd odeszła? Szukając zapomnienia w alkoholu, Bojan, słoweński imigrant, odnajdzie w nim jedynie demony przeszłości – tragiczne wspomnienia z czasu wojny, a rozpacz po odejściu żony przekuje w codzienne domowe piekło dla małej Sonji. W 1989 roku, po latach spędzonych w Sydney, dorosła już Sonja odwiedza ojca. To szansa na przebaczenie, ale też i czas na podjęcie najważniejszej decyzji w życiu młodej kobiety, która będąc w ciąży, zastanawia się nad jej przerwaniem.

Richard Flanagan jest jednym z najwybitniejszych współczesnych pisarzy australijskich. W 2014 roku otrzymał prestiżową Nagrodę Bookera za Ścieżki Północy. Klaśnięcie jednej dłoni to kolejna głośna powieść Flanagana, którą Wydawnictwo Literackie prezentuje polskim czytelnikom.



werka777: "Czekałam na ciebie" - Cathy LaGrow, Cindy Coloma

http://www.empik.com/czekalam-na-ciebie-lagrow-cathy,p1120581165,ksiazka-p
Opis: Nieprawdopodobne spotkanie matki i córki, które zobaczyły się po raz pierwszy po 77 latach rozłąki.
Panie Boże, chciałabym jeszcze raz zobaczyć Betty Jane, zanim umrę. Nie będę zakłócać jej spokoju ani wkraczać w jej życie. Chcę tylko zobaczyć, jak ona wygląda.
Powtarzane przez całe życie słowa Minki kryły w sobie niewyobrażalną tęsknotę za maleńką córeczką, zabraną z jej ramion tuż po narodzinach. Było lato 1928 roku. Szesnastoletnia Minka Disbrow, skromna dziewczyna z małego miasteczka, niecierpliwie czekała na piknik nad jeziorem. Przeglądając się w lustrze, ubrana w specjalnie uszytą na tę okazję sukienkę, nie mogła przewidzieć, że już wkrótce jej życie całkowicie się zmieni. Skrzywdzona przez nieznanych mężczyzn, po kilku miesiącach odkryła, że jest w ciąży. Wiedziała, że sama nie może wychować swojego maleństwa. Decyzja o oddaniu córeczki w ręce obcych ludzi złamała jej serce – czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczy? Czy zdarzy się cud?



dosia1331: Walka o dobro dziecka - "Ogród spieczonej ziemi" Corban Addison

http://www.empik.com/ogrod-spieczonej-ziemi-addison-corban,p1121387007,ksiazka-p
Opis: Pewnej ciemnej nocy w Lusace, stolicy Zambii, dochodzi do brutalnej napaści na dziewczynkę. Ofiara trafia do szpitala w szoku, niezdolna wypowiedzieć słowa. Jej tożsamość jest zagadką. Wiadomo tylko jedno – dziewczynka cierpi na zespół Downa. Czy napaść na nią była przypadkowa, czy też sprawca wybrał ofiarę z premedytacją? Na pomoc zostaje wezwana amerykańska prawniczka, która pracuje w organizacji walczącej z plagą napaści seksualnych na dzieci w Afryce. Z powodu krzywdy, jakiej Zoe doznała w przeszłości, los dziewczynki staje się jej szczególnie bliski. Przysięga znaleźć sprawcę. Powoli nawiązuje współpracę, a potem zaskakującą przyjaźń z Josephem Kabutą, zambijskim policjantem. Poszukiwania wiodą ich do najniebezpieczniejszych dzielnic Lusaki i nad wzburzone wody Wodospadu Wiktorii, na dotknięte AIDS ulice Johannesburga i do imponującego Kapsztadu.



Marta Kowal: Piękne, bo polskie! – „Cuda wianki. Polski folklor dla młodszych i starszych”, Marianna Oklejak

http://www.empik.com/cuda-wianki-polski-folklor-dla-malych-i-duzych-oklejak-marianna,p1113366568,ksiazka-p
Opis: Wiosna i zakochana para. Oświadczyny, ślub, wesele. Rodzi się dziecko. Rośnie. Rodzice zostają dziadkami. Przychodzi zima. Życie zatacza krąg, a pory roku zmieniają się w znajomym rytmie. Piękna i malownicza książka Marianny Oklejak opowiada o polskim folklorze w sposób niebanalny, świeży i intrygujący. Dla młodszych i starszych!








 
Stosik

A oto moje ostatnie zakupy. Niewiele tego, ale zawsze to jakieś zasilenie domowej biblioteczki.



1. "Szeptucha" Katarzyna Berenika Miszczuk
2. Mam kompletnego świra na punkcie ludowych motywów, więc obok tej zakładki nie byłam w stanie przejść obojętnie :)
3. "Wszystkie kolory snów" Urszula Jaworska
4. "Niebanalna więź" Sarah Waters
5. "Ogród spieczonej ziemi" Corban Addison - zakup zainspirowany recenzją :)  

Miłego dnia!


 

sobota, 7 maja 2016

"Dziecko wojny" Sara Nović





Autor: Sara Nović
Tytuł: Dziecko wojny
Wydawnictwo: W.A.B., 2016
Ilość stron: 320


Gdy usłyszymy słowo "wojna", większości z nas zapewne przyjdzie od razu do głowy myśl o najgorszym i najkrwawszym konflikcie w historii Europy, czyli II wojna światowa. I to jest jak najbardziej zrozumiałe. Jednak wojna to potwór, który od zarania dziejów wciąż wyciąga swoje macki we wszystkie zakątki świata, i nieważne, czy zabierze kilka milionów ludzkich istnień, czy "tylko" tysiące. Liczba ofiar tak naprawdę nie zmienia faktu, że zawsze pozostawia za sobą zniszczenie i nieodwracalne zmiany, generuje traumy zrodzone w umyśle tych, którzy przeżyli. W 1991 roku wojna przypomniała sobie o Bałkanach. W tym czasie Jugosławia zaczynała się rozpadać, co miało ścisły związek z zataczającymi coraz szersze kręgi niepokojami społecznymi, prowadzącymi ostatecznie do konfliktów zbrojnych.  

Wśród tego bałkańskiego zamętu znalazła się mieszkająca w Zagrzebiu rodzina Any. Początkowa faza wojny bezpośrednio jej nie dotyczyła, a sama Ana, będąc jeszcze dzieckiem, nie odczuwała strachu, raczej zaciekawienie. Przez jakiś czas śmierć zbierała żniwo z dala od niej, co dawało złudne poczucie bezpieczeństwa, a destrukcję swojego kraju mogła oglądać jedynie w telewizji. Ukrywanie się przed serbskimi samolotami traktowała jak swego rodzaju zabawę w chowanego, do czasu kiedy w Zagrzebiu spadła pierwsza bomba. Dzieci takie jak Ana przestały bawić się w wojnę, a improwizowana walka z wyimaginowanym karabinem w ręce, przerodziła się w prawdziwą walkę o przetrwanie. W ich życiu wojna już nie była wyborem, stała się koniecznością.   

"Będzie mięso! Będzie mięso! Wyrżniemy Chorwatów!" (69).

Ana bezpośrednio zetknęła się z brutalnością i bezwzględnością wojennej rzeczywistości, lecz dzięki pomocy wielu ludzi, mogła opuścić Chorwację i udać się do Stanów Zjednoczonych. Tam mogła wieść w miarę spokojne i bezpieczne życie, lecz nic nie było w stanie wymazać z jej pamięci tragicznych wydarzeń. Koszmary senne, które prześladowały ją każdej nocy, sprawiły, że bała się spać, cierpiała coraz bardziej, a miłość i opieka przybranej rodziny nie rekompensowały poczucia wewnętrznej pustki. Jedyna szansa na zmianę prowadziła do konfrontacji z przeszłością, powrotu do tego, co tak destrukcyjnie wpłynęło na jej dalsze losy.
 
Zrządzeniem losu Ana była świadkiem kolejnego tragicznego wydarzenia - zamachu terrorystycznego na World Trade Center 11 września 2001 r. Przeżywała razem z Amerykanami żałobę po śmierci tak wielu ludzi, jednak owa sytuacja jakby pogłębiła rozdźwięk między jej pojmowaniem wojny, a tym co przeżywali Amerykanie.

"To, co oznaczała wojna w Ameryce, było tak niespójne z tym, co wydarzyło się w Chorwacji - co musiało dziać się teraz w Afganistanie - że samo słowo wydawało się niemal niestosowne" (113). 

To utrudniało bohaterce asymilację w całkiem obcym kraju, na dodatek z nową tożsamością. Ana ukrywała swoje prawdziwe pochodzenie i całą swoją przeszłość. Wiedziała, że nie tylko nie spotka się ze zrozumieniem, ale także ze swego rodzaju niechęcią, bo ludzie tak naprawdę nie chcieli słuchać o tym, co przykre i tragiczne. Ona sama też nie bardzo wiedziała, w jaki sposób mogłaby otrząsnąć się z traumy. Jakaś jej część bardzo pragnęła poznać prawdę o tym, co stało się z bliskimi, których zostawiła w Chorwacji, z drugiej strony bała się tego, co usłyszy. 

Wojna nie ma w sobie nic pięknego. Sara Nović, jakby chcąc to podkreślić, poskąpiła swojej powieści górnolotności i metaforyczności, a jednak swą prostotą precyzyjnie uderza prosto w serce. Jako debiutująca pisarka Nović zaprezentowała się naprawdę wspaniale. Dzięki idealnemu wyważeniu w dawkowaniu faktów, sprawiła, że czytelnik nie czuje się przytłoczony nadmiarem informacji, bo też nawet nie dążyła do tego, by książka nosiła znamiona reportażu. "Dziecko wojny" wzrusza, nie może być inaczej.         

Ocena: 5,5/6




środa, 4 maja 2016

"Nie posiadamy się ze szczęścia" Karen Joy Fowler




Autor: Karen Joy Fowler
Tytuł: Nie posiadamy się ze szczęścia
Wydawnictwo: Poradnia K, 2016
Ilość stron: 344


Rodzina Rosemary na pierwszy rzut oka wygląda zupełnie zwyczajnie. Mama, tata, córka. Drugi rzut oka pokazuje nieco więcej. Coś tu się nie zgadza, bo kogoś brakuje. Okazuje się, że Rosemary ma brata, który wiele lat temu po prostu zniknął, przepadł gdzieś na dobre. Kiedy poszperamy znacznie głębiej, odkryjemy, że główna bohaterka ma także siostrę Fern, niemalże rówieśniczkę, która również... zniknęła, i to znacznie wcześniej niż brat. Żeby było jeszcze ciekawiej (albo dziwniej), siostra tak naprawdę nie jest siostrą, brat nie kocha swej prawdziwej siostry tak, jak tę nieprawdziwą, Fern ani trochę nie przypomina Rosemary, Rosemary ani trochę nie jest podobna do Fern, choć obie zachowują się tak, jakby były bliźniaczkami. I tego również od nich wymaga rodzina, bo ta na pozór zupełnie zwyczajna rodzina, nie ma nic wspólnego z normalnością, a nieco pikanterii tej całej sytuacji dodaje fakt, że tak naprawdę wszystko jest jednym wielkim eksperymentem. A to dopiero środek historii.   

Początek i zakończenie poznajemy z czasem i to tyle tylko, na ile pozwala nam się w nią zagłębić Rosemary. To ona jest narratorem powieści, a zwracając się bezpośrednio do czytelników, skraca dystans do niezbędnego minimum. Brak ciągłości czasowej we wspomnieniach bohaterki sprawia, że poznajemy wydarzenia trochę z przeszłości, trochę z teraźniejszości, a wszystko wydaje się opowieścią kobiety, która spotkała się z nami osobiście, by opowiedzieć wszystko, co ją do tej pory spotkało. I ma to swój niezwykły sens, bo powieść "Nie posiadamy się ze szczęścia" sprawia wrażenie, że bohaterka istniała naprawdę, a historia bardzo sugestywnie przez nią opowiedziana zdarzyła się w rzeczywistości. I choć jest to jednak fikcja literacka, autorka oparła swoją powieść na wydarzeniach, które naprawdę miały i mają do tej pory miejsce. Niestety.

Temat poruszony przez autorkę jest trudny. Sposób, w jaki człowiek radzi sobie ze stratą i ogromną tęsknotą, determinuje całe jego życie. Jedni walczą z całych sił, by odzyskać to, co utracone, buntują się przeciw zastanej rzeczywistości, inni wybierają ucieczkę, w głąb siebie i... byle jak najdalej od domu. Milczenie staje się prawdziwym skarbem, niepamięć wybawieniem, ale jak się okazuje, taki błogostan nie trwa wiecznie, a nawet staje się utrapieniem. Sekrety tylko na jakiś czas dają się oswoić, z czasem zaczyna dochodzić do głosu ich dzika natura i próbują walczyć z tym, kto chce na siłę trzymać je na uwięzi. Tym trudniejsze zadanie stoi przed tym, kto próbuje okiełznać swoją częściowo zwierzęcą naturę, a Rosemary niewątpliwie taką posiada.

Staram się bardzo, by nie wyjawić zbyt wielu szczegółów, gdyż mogłabym pozbawić Was wpisanego w tę historię elementu zaskoczenia. Jeśli jeszcze do tej pory nie dotarliście do informacji, które zdradzają zbyt wiele z fabuły, polecam tego nie robić i od razu sięgnąć po książkę. Wziąwszy natomiast pod uwagę tematykę utworu, oczekiwać można, że czytelnik poczuje się przytłoczony negatywnymi emocjami, jednak język powieści nie jest pozbawiony pewnej lekkości, a nawet poczucia humoru i ironii. 

Przeszłość Rosemary jest niezwykle interesująca. Naprawdę warto zagłębić się w nią, poszukać przyczyn nieszczęścia i rozpadu całej rodziny, zrozumieć, kto jest kim w lustrzanym odbiciu, i kto tak naprawdę kogo i czego nauczył.     


Moja ocena: 5/6