środa, 16 maja 2012

"Dom orchidei" Lucinda Riley




Autor: Lucinda Riley 
Tytuł: Dom orchidei
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 528

Tak naprawdę książka ta trafiła w moje ręce zupełnie przypadkowo. Udałam się do księgarni po kolejną powieść Kate Morton. Jednak obydwie pozycje - "Dom w Riverton" i "Zapomniany ogród" - były niedostępne. Postanowiłam jednak nabyć coś innego. Okładka "Domu orchidei" miała w sobie coś przyciągającego, więc wzięłam ją do ręki. Poza tym była sporych rozmiarów, a ja uwielbiam grubaśne tomiska :) Prawie zawsze sięgam po coś, co ma minimum 500 stron (takie moje małe zboczenie :)). Ku mojej radości i niemałemu zaskoczeniu przeczytałam, że jest to "międzynarodowy bestseller w klimacie powieści Kate Morton (...)". Pomyślałam, że to jakiś znak, i takim oto sposobem książka Riley stała się moją własnością.

"Dzieciństwo znanej pianistki Julii Forrester upłynęło w idyllicznym, pełnym kwitnących pod czułą ręką jej dziadka kwiatów Wharton Park na angielskiej prowincji. Teraz, zrozpaczona śmiercią ukochanego męża i syna, powraca do miejsca, które tak bardzo pokochała. Dziedzicem mocno podupadłej posiadłości jest obecnie Kit Crawford, który planuje jak najszybciej ją sprzedać. Ale los jest przewrotny. Zamiast odnaleźć spokój, Julia natrafia na ślad rodzinnej tajemnicy. Podczas prac remontowych robotnicy odnajdują pamiętnik z okresu II wojny światowej, napisany przez syna ówczesnego właściciela majątku. Dzięki niemu Julia i Kit przenoszą się w czasie, do świata Olivii i Harry'ego Crawfordów, dowiadują się o nieszczęśliwej miłości angielskiego arystokraty do pięknej Tajki. Z opowieści babki Julii, niegdyś pokojówki w Wharton Park, wyłania się bolesna historia oparta na zdradzie, kłamstwie i cierpieniu, które na zawsze połączyły losy dwóch rodzin".

Informacja o tym, że książka ta jest napisana w klimacie powieści Kate Morton, może być z jednej strony zachęcająca do kupna (reklama), z drugiej, moim zdaniem, krzywdząca troszkę autorkę "Domu orchidei". Już wyjaśniam, dlaczego tak myślę. Otóż czytając powieść, mimowolnie doszukiwałam się tego, co znajdowałam w "Milczącym zamku", porównywałam. I wciąż zadawałam sobie pytanie: gdzie ten klimat? Odnotowałam pewne podobieństwa, np. historie dotyczą angielskich posiadłości (Milderhurst, Wharton Park), tajemnice rodzinne wyjaśniają się z powodu odkrycia po latach listu, pamiętnika, retrospekcje w czasy II wojny światowej, i coś by się jeszcze znalazło, ale... to jest dla mnie zdecydowanie za mało, by stworzyć - że się tak wyrażę - "mortonowski klimat". I trochę się zawiodłam. A szkoda. Bo to tak naprawdę piękna opowieść, która może obronić się sama. Gdzieś w połowie książki odpuściłam sobie doszukiwania się tego, czego tam nie było, i wtedy dopiero wczułam się w "rileyowski klimat" :)

Brak kunsztownego języka, rozległych i wnikliwych opisów przyrody sprawia, że jest to idealna powieść dla tych, którzy wolą skupić się na bohaterach i wydarzeniach toczących się w ich życiu. Pomimo tego, że twórczość Morton cenię sobie znacznie wyżej, to absolutnie nie żałuję czasu poświęconego na "Dom orchidei". Jest to fajna, wzruszająca, czasem wręcz wstrząsająca (opis śmierci Gabriela) książka o miłości, cierpieniu, przyjaźni, poświęceniu, tęsknocie, zdradzie i jeszcze mogłabym tak wymieniać i wymieniać...
Zdecydowanie polecam! 

Moja ocena: 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz