Autor: Simon Beckett
Tytuł: Chemia śmierci
Wydawnictwo: Amber, 2011
Ilość stron: 384
"Już martwe ciało staje się stołem biesiadnym dla innych organizmów. Najpierw dla bakterii, potem dla owadów. Dla much". Muchy i larwy... Kto mógł przypuszczać, że te małe, niepozorne zwierzątka mogą odgrywać tak istotną rolę w ludzkim dramacie. Zazwyczaj, w przypadku much, ignorujemy je lub polujemy z żądzą zemsty za to, że przeszkadzają, a najczęściej przedmiotem zbrodni jest zwykła gazeta. Kiedy widzimy larwy, przeważnie odwracamy z obrzydzeniem wzrok. A tymczasem to właśnie one są kluczem do rozwiązania zagadki śmierci...
Manham to spokojna mieścina niczym nie różniąca się od innych mniejszych miejscowości. Jest idealną przystanią dla ludzi szukających równowagi po traumatycznych przeżyciach. Dla osób mieszkających w większych aglomeracjach może kojarzyć się z bezpieczną kryjówką przed brutalnością współczesnego świata. Chciałoby się powiedzieć - sama sielskość i anielskość. Nic bardziej mylnego...
David Hunter przeprowadził się do Manham w nadziei, że tu znajdzie schronienie przed bolesną przeszłością. W nieszczęśliwym wypadku stracił ukochaną żonę i córeczkę. Przyjął posadę miejscowego lekarza, choć tak naprawdę był świetnym specjalistą w innym zawodzie - antropologa sądowego. Kiedy na mokradłach zostają znalezione zmasakrowane zwłoki kobiety, zrozumiał, że nie uda mu się tak całkowicie odciąć od tego, co kiedyś robił. O pomoc w identyfikacji zwłok zgłasza się do Huntera inspektor Mackenzie. Początkowo lekarz stawia opór, lecz powoli zaczyna być coraz bardziej wciągany w mechanizmy prowadzonego śledztwa. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że trupów przybywa coraz więcej...
Miasteczko opanowuje strach. Mieszkańcy zwracają się przeciwko sobie, gdyż mają świadomość, że morderca jest jednym z nich. W pewnym momencie poczułam się, jakby akcja przeniosła się w mroczne średniowiecze. Gdy tylko padnie na kogoś choćby cień podejrzenia, przypomina to polowanie na czarownice. Winny czy nie, ludzie chcą śmierci nieszczęśnika w myśl zasady ząb za ząb, krew za krew, choćby miało nawet dojść do samosądu. Na czele tego "pochodu" niczym sędzia stoi pastor Scarsdale, który zamiast uspokajać ludzi, jeszcze ich podburza. W rzeczywistości chodzi mu tylko o to, by zrobić wokół swojej osoby jak najwięcej szumu. Chce zwrócić na siebie uwagę, przyciągając w ten sposób wiernych do coraz bardziej opustoszałego kościoła.
To przede wszystkim duszna, przesycona strachem i wrogością atmosfera Manham przeraża bardziej niż czyny samego mordercy. Wystarczy uruchomić wyobraźnię i samemu postawić siebie w takiej sytuacji. Jesteś otoczony ludźmi, którzy na co dzień uśmiechają się do ciebie, witają się, czasem zapytają, co słychać. Wydaje się, że przebywając długie lata w ich otoczeniu, znasz każdego mieszkańca od podszewki, a oni znają ciebie. W jednej chwili mogą zmienić się w podejrzliwy, a nawet groźny i niebezpieczny tłum. Przyjaciele traktują cię jak wroga, bo nie ma dla nikogo taryfy ulgowej, każdy jest podejrzany. Wyłapią każdy twój fałszywy ruch...
"Chemia śmierci" stanowi ciekawe połączenie kryminału z thrillerem. Narratorem jest sam bohater, David Hunter. Niestety, mniej więcej w połowie treści udało mi się rozgryźć, kto był mordercą, jednak nie na podstawie wskazówek, tylko dzięki intuicji. Fabuła książki z pewnością trzyma w napięciu, praktycznie do samego końca nie otrzymujemy żadnych jasnych przesłanek, kto może być winny śmierci tylu osób. Właściwie przez większość czasu jesteśmy świadkami długotrwałych prób identyfikacji ofiar (szczególnie tej pierwszej) i wyznaczania godziny ich śmierci. Największym atutem powieści jest bardzo szczegółowy opis procesów zachodzących podczas rozkładu ciała ludzkiego, owego "procesu alchemii na wspak".
Polecam książkę nie tylko dlatego, że jest ona dobrym kryminałem. Stanowi również ciekawą lekcję poglądową na to, co dzieje się z organizmem po tym, jak już wyda z siebie ostatnie tchnienie...
Moja ocena: 5,5/6
Manham to spokojna mieścina niczym nie różniąca się od innych mniejszych miejscowości. Jest idealną przystanią dla ludzi szukających równowagi po traumatycznych przeżyciach. Dla osób mieszkających w większych aglomeracjach może kojarzyć się z bezpieczną kryjówką przed brutalnością współczesnego świata. Chciałoby się powiedzieć - sama sielskość i anielskość. Nic bardziej mylnego...
David Hunter przeprowadził się do Manham w nadziei, że tu znajdzie schronienie przed bolesną przeszłością. W nieszczęśliwym wypadku stracił ukochaną żonę i córeczkę. Przyjął posadę miejscowego lekarza, choć tak naprawdę był świetnym specjalistą w innym zawodzie - antropologa sądowego. Kiedy na mokradłach zostają znalezione zmasakrowane zwłoki kobiety, zrozumiał, że nie uda mu się tak całkowicie odciąć od tego, co kiedyś robił. O pomoc w identyfikacji zwłok zgłasza się do Huntera inspektor Mackenzie. Początkowo lekarz stawia opór, lecz powoli zaczyna być coraz bardziej wciągany w mechanizmy prowadzonego śledztwa. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że trupów przybywa coraz więcej...
Miasteczko opanowuje strach. Mieszkańcy zwracają się przeciwko sobie, gdyż mają świadomość, że morderca jest jednym z nich. W pewnym momencie poczułam się, jakby akcja przeniosła się w mroczne średniowiecze. Gdy tylko padnie na kogoś choćby cień podejrzenia, przypomina to polowanie na czarownice. Winny czy nie, ludzie chcą śmierci nieszczęśnika w myśl zasady ząb za ząb, krew za krew, choćby miało nawet dojść do samosądu. Na czele tego "pochodu" niczym sędzia stoi pastor Scarsdale, który zamiast uspokajać ludzi, jeszcze ich podburza. W rzeczywistości chodzi mu tylko o to, by zrobić wokół swojej osoby jak najwięcej szumu. Chce zwrócić na siebie uwagę, przyciągając w ten sposób wiernych do coraz bardziej opustoszałego kościoła.
To przede wszystkim duszna, przesycona strachem i wrogością atmosfera Manham przeraża bardziej niż czyny samego mordercy. Wystarczy uruchomić wyobraźnię i samemu postawić siebie w takiej sytuacji. Jesteś otoczony ludźmi, którzy na co dzień uśmiechają się do ciebie, witają się, czasem zapytają, co słychać. Wydaje się, że przebywając długie lata w ich otoczeniu, znasz każdego mieszkańca od podszewki, a oni znają ciebie. W jednej chwili mogą zmienić się w podejrzliwy, a nawet groźny i niebezpieczny tłum. Przyjaciele traktują cię jak wroga, bo nie ma dla nikogo taryfy ulgowej, każdy jest podejrzany. Wyłapią każdy twój fałszywy ruch...
"Chemia śmierci" stanowi ciekawe połączenie kryminału z thrillerem. Narratorem jest sam bohater, David Hunter. Niestety, mniej więcej w połowie treści udało mi się rozgryźć, kto był mordercą, jednak nie na podstawie wskazówek, tylko dzięki intuicji. Fabuła książki z pewnością trzyma w napięciu, praktycznie do samego końca nie otrzymujemy żadnych jasnych przesłanek, kto może być winny śmierci tylu osób. Właściwie przez większość czasu jesteśmy świadkami długotrwałych prób identyfikacji ofiar (szczególnie tej pierwszej) i wyznaczania godziny ich śmierci. Największym atutem powieści jest bardzo szczegółowy opis procesów zachodzących podczas rozkładu ciała ludzkiego, owego "procesu alchemii na wspak".
Polecam książkę nie tylko dlatego, że jest ona dobrym kryminałem. Stanowi również ciekawą lekcję poglądową na to, co dzieje się z organizmem po tym, jak już wyda z siebie ostatnie tchnienie...
Moja ocena: 5,5/6
Kiedyś już miałem w rękach tą książkę ,ale jakoś tak nie dałem rady przeczytać. Następnym razem jej nie przepuszczę :)
OdpowiedzUsuńNie przepuszczaj! Myślę, że się nie zawiedziesz :)
UsuńMam kupione trzy pierwsze częsci z czego przeczytane dwie. Mnie od samego wątku kryminalnego dużo bardziej interesowała praca Davida Huntera. Nie miałam pojęcia że ze zwłok można dowiedzieć się tylu rzeczy.
OdpowiedzUsuńMam teraz wielką chęć na zapoznanie się z pozostałymi częściami.
UsuńCo do zwłok - też byłam tym zaskoczona, oczywiście pozytywnie. Myślę, że to najmocniejsza strona tej książki.
Od dawna czekam, ązwreszcie trafię na nią w bibliotece. Nieustannie wypożyczona. :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żebyś w końcu na nią trafiła :)
Usuńczytałam i miło wspominam :)
OdpowiedzUsuńmam za sobą również "Zapisane w kościach"
przede mną jeszcze dwie części, ale póki co nie wpadają mi w ręce :)
Mnie jakoś też nie chcą wpaść :/
UsuńProces rozkładu ciała to temat, który u wielu budzi grozę i obrzydzenie ale również i intryguje. Podoba mi się twoja recenzja i do książki z chęcią zajrzę :)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńZapowiada sie calkiem ciekawy kryminal, choc troche nie jestem przekonany do tego motywu co dzieje się z organizmem po tym, jak już wyda z siebie ostatnie tchnienie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Nie ma co się przekonywać, tylko czytać :) Naprawdę warto!
UsuńSzykuję się do przeczytania coś tego autora, b jeszcze nic nie czytałam, a brzmi zachęcająco. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że się nie zawiedziesz :)
UsuńRównież pozdrawiam.
Ja niestety też dopadłam mordercę i w zupełności zgadzam się z Twoją opinią o tej książce. ;)
OdpowiedzUsuńWięc same pozbawiłyśmy się tego elementu zaskoczenia :)
UsuńAle na szczęście nie umniejsza to w znaczący sposób wartości książki.
Czytałam sto lat temu i zgadzam się z Twoją opinią :) Interesuje mnie antropologia sądowa, wkrótce zamierzam przeczytać "Trupią farmę".
OdpowiedzUsuńOj, bardzo bym chciała przeczytać "Trupią farmę". Mam nadzieję, że niedługo ją dopadnę :)
UsuńUwielbiam Simona Becketta, jego książki mają genialny klimat, moja ulubiona część to "Zapisane w kościach", deszczowa pogoda i duszna atmosfera to wielkie atuty powieści.
OdpowiedzUsuńKlimat jest rzeczywiście niesamowity. Dlatego właśnie nie chcę poprzestać na "Chemii śmierci".
UsuńCzytałam sporo pozytywnych recenzji tej książki. Sama jednak po nią nie sięgnę. Chyba nie mój typ. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Rozumiem i nie namawiam na siłę :)
UsuńJestem jak najbardziej za, jeszcze po takich opiniach muszę ją mieć :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! :)
UsuńPokochałam Becketta począwszy od "Chemii śmierci" właśnie. :)
OdpowiedzUsuńJa na razie powiem, że lubię Becketta :) Ale nie wykluczam miłości :D, bo podoba mi się jego styl pisania i to, jak buduje atmosferę powieści. Jednak w tym momencie o moje uczucia "rywalizuje" z nim Maxime Chattam, którego "Otchłań zła" za chwilę kończę :)
UsuńPamiętam, że ta książka bardzo podobała się mojej koleżance, ale ja bym się chyba nie skusiła :)
OdpowiedzUsuńMoże jednak? :)
UsuńZaczęłam czytać, ale odłożyłam, chwilowo zmieniam trochę tematykę. Po naszej rozmowie w dniu dzisiejszym zakupiłam "Mój przyjaciel Henry" N. Gardner. Zapowiada się ciekawie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że dasz przeczytać :)
UsuńOczywiście, że tak, chyba nie miałaś wątpliwości?:)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNo właściwie nie :) Jestem bardzo ciekawa tej książki, bo to zupełnie inna tematyka od tej, którą teraz się w większej mierze zajmuję. Chyba mi jest potrzeba taka chwila oddechu :)
UsuńCzytałam dobre recenzje tej książki. Trochę się boję po nią sięgać, ale kusisz, kusisz...:)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLubię kusić ;)
UsuńNie bój się, nie ma czego. Zawsze możesz odłożyć książkę, jak Ci się nie spodoba.
ksiązka już czeka na półce na swoją kolej :)
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu przymierzam się do tej książki. Po lekturze recenzji czuję się jeszcze bardziej zachęcona.
OdpowiedzUsuń